niedziela, 21 lutego 2016

Od Blayvy - C.D Finnick'a

Jedyne czego udało mi się chłopaka nauczyć, to nie tonąć. A tam na prawdę to jak utrzymać na wodzie na rówowagę. Jak nie chciał się nauczyć pływac, ale jakby się bał, albo chciał, a nie mógł.... Sama nie wiem jak określić to. Dosyć szybko sobie dał z tym spokój. Szkoda, ale nie mam w zwyczaju narzucania się komuś. O nie.
Wyszłam na brzeg, po czym wycisnęłam ubranie, tak samo jak chłopak. Uwaznie go słuchałam. Zazdrości mi? Nie ma czego. Na prawdę. Po jego krótkiej informacji, siedziałam cicho, gdyż zbytnio nie wiedziałam co powiedzieć. Ja swojej bogini nie znałam, albo przynajmniej jej nie pamiętam. Obudziłam się od razu jako karta i to nawet z tą wiedzą. Nikogo przy mnie nie było i nikogo nie spotkałam.
Pokiwałam twierdząco głową, bez słowa. Nie poszłam w slady chłopaka i nie wstałam. Zamiast tego moją uwagę ponownie przykuły małe świecąco owady, która krążyły wokół mojej głowy, aż dostałam oczopląsu. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na chłopaka, którzy także był wpatrzony w nie.
- Mylisz się - odezwałam się w końcu po długiej ciszy. Nie zrozumiał mnie i się mu nie dziwie. Popatrzył tylko na mnie pytającym wzrokiem, a po kilku sekundach stykania się wzrokiem, skierowałam swoje spojrzenie na świetlika, która usiadł na moim kolanie. - Nie ma czego zazdrościć. Najlepiej jest wszystko pamiętać, ale jednak tego nie przeżywać jak ja. Sam zgadłeś, że bylam skrzywdzona w przeszłości. Dobrze to pamiętać, jednak chciałabym tego tak nie przeżywać. Przez to nie potrafię przebywać z ludźmi i w sumie to się ich boje... Gdybym wtedy nie zaryzykowała, nie wiedziałambym co to są świeliki - skończyłam. To była prawda. Wszystko pamiętam i strasznie to przeżywam. Gdybym jednak tego nie pamiętała, nie wiedziałabym do czego ludzie są zdolni, nie uważałabym na siebie. Gdybym jednak pamiętała to wszystko, ale jednak tego nie przeżywała, uważałabym na siebie, ale jednak byłabym moze bardziej rozmowna, nie bałabym się ludzi. A tak? Nie jestem pewna co do przebywania wśród nich. Gdy pierwszy raz spotkałam chłopaka, od razu wydał mi się inny. On był pierwszym człowiekiem, a raczej istotą, przy której zaryzykowałam. Ale czy dobrze zrobilam czy źle, to się później okażę.
Wstałam i się otrzepałam, gdyż trochę pasku się do mnie przykeliło, gdyż byłam jeszcze mokra.
- Chociaż w sumie gdyby była możliwość, chciałabym nie mieć żadnych wspomnieć, bo nie pamiętam żadnego miłego - odparłam.
W tej chwili zaczęłam się dziwić samej sobie. Co się tak rozgadałam? Co mi jest? Chyba jednak potrafię być gadatliwa... Chyba... Nie podoba mi się to. Jeśli będę się coraz bardziej przed nim otwierać, mogę powiedzieć coż, czego bym nie chciała, co nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego. Muszę uważać. I to bardzo. Nadal nie ufam chłopakowi. Nie wiadomo jakie ma intencje, co sobie myśli. Może należy do tych osób, które udają miłych, niepewnych siebie, chcą poznać człowieka, swoją ofiarę, po czym bez serca mordują? Wszystko jest możliwe. Skąd mogę mieć pewność, ze jednak nic mi nie chce zrobić? Miałam styczność na prawdę z wieloma ludźmi i żaden sie nie okazał być dobrym człowiekiem.
Nie chciałam więcej już droczyć tego tematu, nie miałam ochoty. Nie obchodziło mnie, co w tej chwili sobie myślał, czy też co chciał powiedzieć. Odwróciłam się do niego plecami, po czym spojrzałam w niebo. Było całkowicie rozgwiżdżone, więc widok był przecudowny.
- Będę wracać do siebie - odparłam, jednak gdy tylko chciałam ruszyć w swoją stronę, wszystkie świetliki nagle zgasły, zniknęły. Zaniepokoiłam się. Odwróciłam się i spojrzałam w miejsce, gdzie powinien stać chłopak. Stał. Na szczęście. Już myślałam, że to on coś chce zrobić... - Co się dzieje? - instynktownie użłam mocy zamiany w cień. Dokłądnie w tej chwili przez moje ciało przeleciała strzała. Gdyby nie to, że jako cień wszystko przeze mnie przenika, mój brzuch by został zraniony na wylot strzałą, która teraz była wbita w drzewo. Spojrzałam szybko w tamta stronę, jednak niczego nie zauważyłam. Szybko spojrzałam na chłopaka, a on na mnie. Odruchowo oboje rzuciliśmy w bieg, a za nami od razu ruszyły kolejne strzały. Chłopak biegł obok mnie, jednak bardzo szybko go wyprzedziłam. Czyli jestem od niego szybka... Po chwili przemieniłam się w wilka i zwolniłam. Nie widziałam chłopaka. Stanęłam i się rozejrzałam. Zaczełąm zawracać i dopiero po parunastu metrach zobaczyłam jak leży na ziemi. Strzałe miał wbitą w udo. Zmieniłam się w cień, aby nie dostać strzała, po czym podbiegłam do niego. Był przytomny.


<Finnick? Jak dalej rozwinie się akcja?>

Od Chikako - C.D Midorito

Chodząc sobie tak jak zawsze bez jakiego kolwiek celu. Zdecydowałam się pochodzić dzisiaj po lesie. Słońce już dawno zaszło, a dla mnie dzisiejsza noc była jakaś inna. Zupełnie jakby miało się dzisiaj wydarzyć. Chodząc sobie i nucąc sobie pod nosem, ktoś upadł na ziemię przede mną.
- Odejdź - powiedział cicho trochę przestraszony chłopiec. - Nie rób mi krzywdy. Już wolę cierpieć u bogów niż zostać zabity. - sama nie wiedziałam o co chodzi, jednak wiedziałam, że bardzo się boi. Gdy wymówił te słowa jego głos jakby się trochę trząsł, a po jego wyrazie twarzy mogłam odkryć, że coś musiało mu się przytrafić.
- Spokojnie nic ci nie zrobię - powiedziałam, powoli schylając się. Zobaczyłam, że zranił się w policzek, a jego kostka nie wyglądała za dobrze.- Chodźmy lepiej do mnie - powiedziałam lekko uśmiechając się, a chłopak nic nie zrobił, po chwili chłopak całkowicie opadł z sił, mdlejąc. Zrobiło mi się go szkoda, wiec wzięłam go do swojej jaskini. Chłopak był bardzo lekki, więc dojście do jaskini zabrało mi mniej czasu. Położyłam delikatnie chłopaka na kocach i rozpaliłam ognisko. Jego rany opatrzyłam, okładając je lekarskimi ziołami i bandażując je. Przez resztę noc czuwałam nad chłopakiem. Wraz ze wschodem słońca i wpadającymi do jaskini promieniami słonecznymi, chłopiec otworzył oczy.
- Odpoczywaj jeszcze - powiedziałam, jak tylko chłopiec próbował wstać. Ciemno zielone włosy, roztargane na wszystkie strony ułożyły się na poduszce, a piękne rubinowe oczy patrzały się na mnie.
- Kim jesteś? I co ja tu robię? - spytał po chwili chłopiec.
- Ja jestem Chikako, a co do tego co tutaj robisz, to ci wszystko opowiem, ale na sam początek napij się herbaty - uśmiechnęłam się lekko, a chłopiec zrobił to co mu powiedziałam. - Wracając do tematu co tutaj robisz. Spotkałam ciebie wczorajszej nocy w lesie, gdzie zemdlałeś więc postanowiłam ciebie zabrać do siebie. Dlatego powinieneś odpoczywać jeszcze. Twoje rany muszą się wyleczyć - uśmiechnęłam się lekko. Było mi żal chłopca, bo wiedziałam, że jego delikatna skóra nie powinna zostać uszkodzona, a on sam nie powinien tego przeżyć. - Jak masz na imię? - spytałam po chwili.


 <Midorito?>

Od Chikako - C.D Han Yury

Chciałam wracać do swojej jaskini i odłożyć poszukiwania liska na jutrzejszy dzień. Wtem dziewczyna chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła gdzieś. Leśna dziewczyna przyciągnęła mnie, aż do swojego domu. Mogłam domyślić się, że nie przebywa w nim za często ze względu na małe uszkodzenia. Nie przeszkadzało mi to, bo sama nie miałam jakoś lepiej. Wreszcie mieszkałam w pobliskiej jaskini u skraju gór. Brązowo włosa dziewczyna oznajmiła mi, że pomoże mi później poszukać liska.
- Wiesz ładnie się tutaj zadomowiłaś - powiedziałam, siadając na podłodze. Wolałam usiąść jak zawsze na podłodze niż na krześle.
- Dziękuję, jednak wątpię aby było tu ładnie - odpowiedziała.
- Na pewno lepiej niż u mnie - zaprzeczyłam i lekko uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam zbytnio jak rozmawiać z dziewczyną. Nawet jej nie znałam, a ona zaprosiła mnie już do swojego domu.
- Wybacz, ale nie mam czym ciebie poczęstować - schyliła wzrok w dół, ale mi to nie przeszkadzało.
- Nic nie szkodzi. Masz może jakieś kubki i coś w czym można by było zagrzać wodę? - spytałam, chciałam zrobić herbaty. Miałam trochę w swojej sakiewce herbaty. Dziewczyna wstała i poszła gdzieś.
- Proszę - podeszła do mnie i wręczyła mi dwa kubki i mały garnuszek.
- Dziękuję - wzięłam kubki, po czym zeszłam na dół i rozpaliłam w kominku ogień. Zagotowałam w garnuszku wodę, a do kubków wsypałam nasiona kwiatów z których miała być herbata. Po dwudziestu minutach, miałam wszystko już gotowe. Wzięłam garnuszek i kubki na górę. Postawiłam przed dziewczyną jeden z kubków i wlałam do niego wody, a następnie sobie.
- Proszę napij się herbaty. Dzisiejsza noc jest chłodniejsza, a ta herbata ciebie trochę rozgrzeję - wręczyłam dziewczynie kubeczek, a ona zaczęła przyglądać się temu. - I jak ci smakuje? - spytałam, gdy tylko wzięła pierwszego łyka. Byłam bardzo ciekawa jak jej smakuje. Czy w ogóle jej smakuje.



<Han Yury?>

sobota, 20 lutego 2016

Od Midorito

Stoczyłem się z czterostopniowych schodów, po czym wylądowałem na chłodnym chodniku. Plecy mnie strasznie bolały po tylu ciosach zadanych biczem. Podnosząc się spojrzałem na stojącego przed wejściem do świątyni boga, który wrzasnął:
- I nie wracaj tu więcej, a tym bardziej nie pokazuj mi się na oczy!
Wstałem i powoli ruszyłem gdzieś przed siebie. Po chwili usłyszałem jeszcze za sobą krzyk:
- Szybciej!
Zacząłem biec. Bałem się ostatni raz spojrzeć na twarz boga. Zwinnie wymijałem ludzi idących właśnie do świątyni, zapewne pomodlić się lub coś w tym stylu. W ogóle nie zwalniałem, wręcz przeciwnie, starałem się w jak najkrótszym czasie znaleźć się jak najdalej od świątyni. Będąc gdzieś w lesie potknąłem się o wystający z ziemi korzeń. Droga była pochyła, dlatego po upadku potoczyłem się, przy czym trochę się poobijałem. Po chwili zatrzymało mnie drzewo. Uderzyłem plecami o pień, przez co jeszcze bardziej mnie bolały. Wstałem i rozejrzałem się po lesie. Muszę znaleźć jakieś schronienie na noc, pomyślałem. Zresztą i tak już było ciemno. Na dodatek zgubiłem się. Nagle usłyszałem jakiś dziwny dźwięk. Wystraszyłem się i pobiegłem przed siebie. Ponownie go usłyszałem, dlatego skręciłem w prawo. Schowałem się w krzakach. Znowu ten dźwięk. Zaraz... gdzieś go już słyszałem. Wiedząc już, co to jest, spuściłem głowę. To tylko sowa. Ale byłem głupi. Zacząłem wygrzebywać się z krzaków. W pewnej chwili natknąłem się na ostrą gałązkę, przez co lekko sobie rozciąłem prawy policzek. Gdy już byłem poza nimi, ujrzałem kogoś stojącego przede mną. Szybko z powrotem schowałem się w krzakach.
- Odejdź - powiedziałem cicho trzęsąc się ze strachu. - Nie rób mi krzywdy. Już wolę cierpieć u bogów niż zostać zabity.


 ( Ktoś? )

czwartek, 18 lutego 2016

Od Han Yury - C.D Chikako

Przeniosłam wzrok z dziewczyny na norkę i zaczęłam zastanawiać się, o któregoż lisa jej może chodzić. W lesie było sporo tych zwierząt, a ja nie wiedziałam, gdzie każdy dokładnie mieszka. Po chwili zastanawiania się, zaczęłam się domyślać, co też mogło się stać z przyjacielem jasnowłosej.
-Twój przyjaciel chyba znalazł własny dom- wyjaśniłam- W tej norce mieszka lisica ze swoimi młodymi. Część z nich już się wyniosła i wygląda na to, że i twój lis postanowił zacząć samodzielne życie.
-Wiesz gdzie teraz mieszka?- zapytała dziewczyna.
Pokiwałam przecząco głową, na co jasnowłosa westchnęła i wstała. Również się podniosłam. Nieznajoma uśmiechnęła się delikatnie, po czym ruszyła w tą samą stronę, którą tu przyszła. Na jej miejscu, zaczęłabym raczej szukać tego lisa, bo w końcu noc jest jeszcze młoda. Ruszyłam szybko za nią, po czym złapałam ją za rękę.
-Chodź!- powiedziałam z uśmiechem i pociągnęłam dziewczynę za sobą.
Najpierw chciałam ją zaprowadzić do siebie. Oczywiście nie do jednej z nor, ale do normalnego, ludzkiego domu. Podejrzewałam, że w przeszłości jakieś bogate małżeństwo, bo na to wskazywały portrety, zechciało mieć spokój od miejskiego zgiełku i wybudowało sobie domek, zapewne wtedy, na skraju lasu. Od tamtego czasu urosło w koło sporo drzew. Niewielka chatka obecnie znajdowała się mniej więcej we wschodniej części lasu. Mimo upływu lat, nadal bardzo dobrze się trzymała. Wprawdzie sprzęty były stare i w większości zakurzone, a dach w jednej części domu został zniszczony, ale dało się to znieść. I tak nie przebywałam tam zbyt często. Najpiękniejszym miejscem w domu był strych, na którym znajdują się doniczki z wieloma różnymi kwiatami. Dzięki zniszczonemu dachowi nie trzeba było ich podlewać, a i miały odpowiednią ilość światła słonecznego. Po dotarciu na miejsce to właśnie na strych zaprowadziłam jasnowłosą.
-Później pomogę ci znaleźć twojego przyjaciela- powiedziałam, siadając na krześle.
W górnej części domu znajdowały się również krzesła i jedna sztaluga, na której ktoś rozpoczął już swoją pracę. Akurat ona była ukryta pod dachem, więc rozpoczętemu obrazowi nie zaszkodziła woda.

<Chikako?>

środa, 17 lutego 2016

Żmija



LOGIN: KuroKami
ADRES E-MAIL: kuroo.neko3003@gmail.com
AUTOR ZDJĘCIA: nieznany, grafika Google
GŁOS: Nightcore - Steppin' out
♦♦♦
NAZWA KARTY: Veleno (jad)
 ZWIERZĘ:żmija
ŚWIĘTA BROŃ: Ō-dachi
WŁAŚCICIEL:
MOCE:
  •  po zranieniu (poprzez ugryzienie bądź pod postacią świętej broni) do organizmu przeciwnika dostaje się trujący jad, który zabija go w ciągu do 24 godzin. Najlepszym antidotum jest krew Midorito.
  • tworzenie ostrzy, które od razu po pojawieniu się lecą w wybrany kierunek. Zawierają tę samą truciznę, co przy pierwszej mocy.
♦♦♦
IMIĘ:Midorito
WIEK: 11 lat
PŁEĆ: Mężczyzna
WZROST: 147cm
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
♦♦♦
APARYCJA:Midorito jest chłopcem niskiego wzrostu, jak na swój wiek. Waży ok. 30 kg. To taka mała, nieumięśniona chudzina, dobra jedynie w uciekaniu. Na czoło opadają ciemnozielone włosy. Układają się one, jak chcą, jednak nie przeszkadza to Mido. Jego duże oczęta są rubinowe i takie niewinne. Gdy się jednak wystraszy bądź zezłości, źrenice zwężają się do pionowej kreski. Cerę ma jasną, skóra jest gładka, lecz delikatna oraz podatna na rany i zadrapania. Jeśli chłopiec się uśmiechnie, to niezwykle uroczo wygląda. Kły Midorito są trochę dłuższe od pozostałych zębów i ostre. Nieodłącznym elementem jego ubioru są... gogle (o ile można to tak nazwać). Midorito prawie w ogóle ich nie ściąga. Reszta to jakieś zwykłe ciuchy, w których go codziennie spotkasz.
OSOBOWOŚĆ:acznijmy od pierwszego spotkania, podczas którego chłopiec jest małomówny i trochę nieśmiały. Przy początkach znajomości wydaje się obojętny na wszystko. Często bez zastanowienia na coś się zgodzi, jednak w ponury sposób. Nie łatwo jest wyciągnąć od niego jakichkolwiek informacji, jak już coś powie, to cicho i mało. Dzieje się tak, ponieważ Midori-chan nie ufa nikomu. Przez to jego zachowanie niektórzy z niewiadomych przyczyn zaczynają się nad nim użalać, czego chłopiec nie znosi. Charakterystyczną cechą tego młodego człowieka jest jego styl akcentowania litery ,,s''. Przy wymowie troszkę przedłuża ową spółgłoskę. Po dłuższym spędzaniu czasu z daną osobą i poznaniu jej Midorito zaczyna się rozkręcać, ale nie na lepsze, tylko ciut gorsze. Prócz tego, że chłopiec zyskuje pewność siebie, z cichego i obojętnego dziecka zamienia się w, jak to niektórzy mówią, rozwydrzonego bachora. Lubi wtedy denerwować innych i dogadywać im. Niezbyt słucha się starszych, robi co i kiedy chce. Zdarza mu się kłamać. Wszystko zazwyczaj zwala na innych, byle nie na siebie. Może nie marudzi, że chce to i tamto, ale tak czy siak długo z nim nie wytrzyma się. Chyba, że jakoś się go przekona i nauczy dyscypliny. Jeśli chodzi o tą naukę, to powodzenia!
CIEKAWOSTKI: 
  • ma uczulenie na wiśnię,
  • może dużo jeść, a i tak nie tyje, 
  • boi się szpilek, igieł itp.,
  • nie trawi porzeczek, 
  • zawsze do imion dodaje końcówkę ,,-ssu", nie oznacza to nic, tak po prostu mówi,
  • jest odporny na wszelkie trucizny.
♦♦♦
ATRYBUTY:  
  • ZWINNOŚĆ -70
  • SZYBKOŚĆ –50
  • WYTRZYMAŁOŚĆ -15
  • MOC MAGICZNA - 50 
  • SIŁA –15

1# Konkurs

Dobra organizujemy mały konkursik! Chcę, żeby blog jak najbardziej się rozwijał więc postanowiłam was również zmobilizować do zapraszania nowych osób. 
Konkurs będzie polegał na tym, że za trzy zaproszone osoby (które oczywiście dołączą) pozwalam od razu stworzyć boga, bez pisania 7 postów swoją Kartą! Tyczy się to również osób, które tutaj nie nalezą, a zamierzają dołączyć. Wystarczy, że osoba wysyłająca formularz napisze na górze (w wiadomości z formularzem) kto wysłał jej  zaproszenie do bloga. I już. Chyba to nic trudnego ^^. Za każdą jedną osobę zaproszoną postacie dostają +40♦. Myślę, ze to sprawiedliwe wynagrodzenie. Pomóżcie się blogowi rozwijać! Czym nas więcej tym lepiej :)

Laguna♥

wtorek, 16 lutego 2016

Od Finnick'a - C.D Junko

Odwróciłem się za siebie, zauważyłem jedynie odchodzących już ludzi. Nudni ~ pomyślałem. Ruszyłem do przodu co jakiś czas przyśpieszając kroku. Poczułem delikatne pchnięcie przez co odruchowo cofnąłem się kilka kroków. Po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk uderzenia jakiegoś przedmiotu o twarde podłoże. Przyjrzałem się, wytrąciłem niewiele niższej dziewczynie jakieś artykuły artystyczne/plastyczne. Drobna dziewoja stała przede mną przez chwilę, kiedy to zaczęła zbierać swoje własności z ziemi. Przykucnąłem i postanowiłem jej pomóc w zgarnianiu kilku farbek, które wypadły ze swojego pudełeczka.
- Przepraszam. - Nie będę mówił, że nie chciałem. W końcu ona pewnie też nie chciała bym na nią wpadł. - Nic ci nie jest? - zapytałem raczej z przyzwyczajeń, niżeli zwykłej troski. Widziałem, że nic jej nie jest, gorzej z rzeczami, które do niej należały. Spojrzałem prosto w jej oczy, miały one szlachetny kolor rubinu.
- Nic się nie stało - odpowiedziała cicho. Zacząłem "badać" ją wzrokiem. Zauważyłem coś nietypowego, szpiczaste uszy jak i brązowe rogi. Po aurze, która otaczała jej postać można było poznać, że nie jest zwykłym bytem nazywanym również człowiekiem. Podniosłem się do pionu i wyciągnąłem do niej rękę. Chwyciła moją dłoń, teraz również stała, jednak nie wypuściłem jej z uścisku. Nie była wiele niższa ode mnie, dzięki czemu poczułem pewną ulgę. Nie przepadałem za patrzeniem na inne karty z góry, choć sam za wysoki nie jestem.
- Finnick - przedstawiłem się krótko. - Twoje imię? - Zniżyłem się nieco, a następnie uniosłem jej rączkę na poziom swoich ust. Widząc, że nie protestuje i zna ten sposób powitania, jedynie odrzekła zdradzając swe imię. W tym momencie ucałowałem jej dłoń, a następnie wypuściłem. Co dalej? Chyba w czymś jej przeszkodziłem, czy byłoby to zbyt natrętne gdybym próbował się dowiedzieć w czym? Myślę, że nie w aż takim stopniu. Zapytałem o to krótko, na co karta wskazała gdzieś ręką. Podążyłem wzrokiem za jej kierunkiem, ujrzałem niewysokie góry gdzieś na obrzeżu tego miasta. Musiała być jakąś górską kozą czy coś albo wyjątkową osobą skoro lubiła takie tereny. - Mogę ci potowarzyszyć przez ten czas? - zapytałem. Chwilę się zastanowiła, jednak nic nie powiedziała, po prostu milczała. Troszku mnie to zdenerwowało, ale w sumie nie mogę narzekać. Taka jest i nic z tym nie zrobię, a jeśli się uprę mogę uznać, że brak jakiegokolwiek sprzeciwu oznacza zgodę i nie jest jej to obojętne. Milczenie oznacza zgodę? Mądrość, którą warto pamiętać jeśli jest ona na naszą korzyść... Uniosłem oczy ku niebu... Wspaniałe, niesamowite. Księżyc i gwiazdy pięknie dzisiaj świecą. Dostrzegłem również, że Junko na nie patrzy, czyżby również nieco zachwyciła się tym widokiem?
Usiadłem na trawie w dłoni trzymając dymiący się obiekt. Wiedziałem, że ten zapach może być drażniący dla jej osoby, dlatego na początku nie siedziałem zbyt blisko niej. Zapalić? Dostałem jakiś drobny upominek za pomoc w niewielkim gospodarstwie domowym. Podarunek w postaci własnego wyrobu tytoniowego? Planują wypuścić nową "markę" papierosów na rynek?
- Przepraszam - zacząłem, - to nie grzeczne by palić u kogoś w gościach (chyba mogę tak to nazwać). - Dawno niczego nie paliłem. To pewnie przez moją sytuację finansową, nie było mnie stać na nic takiego. Wszystko środki jakie miałem musiałem przeznaczyć na rzeczy niezbędne do przeżycia, nie mogłem sobie pozwolić na takie luksusy... Z tego miejsca widać było światła miast. Działalność człowieka bywa naprawdę interesująca, a zarazem niszcząca i niezbyt atrakcyjna. Odwróciłem się do towarzyszki, coś malowała. Podszedłem do niej. Papier, który miała przy sobie był już trochu przyozdobiony. To pewne, miała talent.
- Piękne - powiedziałem do niej, choć to mogłoby zabrzmieć jak zwykłe mamrotanie pod nosem. Junko odwróciła się do mnie. Chce zaprzeczyć? Może jest skromna? Na razie mogę się tylko domyślać, ponieważ tylko na mnie patrzyła. Chcąc jakoś podtrzymać tą rozmowę, która jak rozmowa nie wyglądała, postanowiłem kontynuować. - Dar czy ciężka praca?


 Junko?

Od Chikako - C.D Han Yury

Chodząc sobie po mieście nie mając jakiego kolwiek celu, przyglądałam się również ludziom. Zawsze ziemscy mieszkańcy mnie zadziwiali i zaskakiwali, przez co jeszcze bardziej się nimi interesowałam. Spacerowałam sobie, aż do późnego wieczoru, gdy wtem zmieniłam swój spacer po mieście na pobliski las. Długo w nim nie byłam, a chciałam odwiedzić liska, któremu ostatnio pomogłam. Wiedziałam, gdzie znajduję się jego norka, więc od razu tam poszłam. Doszłam po upłynięciu dwudziestu minut do lisiej norki. Niestety nikogo nie było. Stwierdziłam, że poczekam i tak też zrobiłam. Usiadłam, opierając się o pobliskie dębowe drzewo. Siedzenie i czekanie dłużyło mi się niesamowicie, a upłynęło zaledwie kilka minut. Zaczęłam się zastanawiać również kiedy to osoba, które mnie obserwowała wreszcie się pokaże. Długo czekać nie musiałam, na moim ramieniu ktoś położył rękę. Znałam ten zapach, gdyż był on taki sam jak tej osoby, która za mną chodziła.
- Witaj - powiedziała, osoba która położyła wcześniej rękę na moim ramieniu.
- Cześć - odpowiedziałam, odwracając swój wzrok w stronę dziewczyńskiego głosu. Za mną stała dziewczyna z bardzo długimi, ciemnobrązowymi włosami, splecione w gruby warkocz. A w warkoczu miała wplecione dużo plącz, kwiatów i kilka innych roślin. Zielone oczy niczym liście dębowe. A sukienkę którą miała ubraną była falbaniasta i przewiewna. Była naprawdę przepiękną dziewczyną, na pewno ładniejszą ode mnie.
- Czy pomóc ci w czymś? - spytała po chwili, przykucając tuż obok mnie.
- Nie, nie potrzebuję pomocy - odpowiedziałam po chwili.
- Więc co tutaj robisz? - dopytała się
- Czekam na niego... - odpowiedziałam, nie wiedziałam zupełnie w jaki sposób mam z dziewczyną rozmawiać. Mało kiedy zdarza się, abym z kimś rozmawiała, jednak chciałam jakoś spróbować.
- Na kogo?
- Na te liska, który tu mieszka, a może mieszkał! Może ty wiesz gdzie on jest? - spojrzałam się na leśną dziewczynę, która według mnie znała ten las jak i jego mieszkańców na wylot.


<Han Yura?>

Od Chikako - C.D Ryutaro

Chłopak, który mnie uratował przed upadkiem był niedużo niższy ode mnie. Blond włosy będące lekko troszkę roztrzepane, a do tego ciepłe brązowe oczy mówiące o tym, że jest przyjazny, miły i pomocny. Stojąc już bezpiecznie na ziemi, chłopak odsunął się trochę, a ja spojrzałam zamyślona na niebo. Miałam nadzieję, że zobaczę jeszcze spadającą gwiazdę. Nigdy nie wiedziałam czy to prawda, że do spadającej gwiazdy można wypowiedzieć i ono się od tak spełni, ale bardzo bym tego chciała. Wracając na ziemię, skupiłam się na chłopaku który przedstawił się jako Ryutaro.
- Ja jestem Chikako. Miło mi ciebie poznać - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił go. - Wybacz za moją nieuwagę, ale chciałam jeszcze ją zobaczyć - powiedziałam ciszej, a gdy przyjrzałam się chłopakowi bliżej, wiedziałam, że musi mu być chłodno. Schowane ręce w rękawach kimona, które było przepiękne, mogły mówić samo za siebie. - Chodźmy się lepiej gdzieś ugrzać - powiedziałam po czym chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Zaprowadziłam, a raczej zaciągnęłam go do pobliskiej jaskini w której od czasu do czasu przebywałam. - Tutaj będzie ci cieplej - powiedziałam puszczając go. Po chwili namysłu co zrobiłam, strasznie się zmieszałam. - Przepraszam ja nie chciałam ciebie zaprowadzić tutaj siłą. Naprawdę jest mi przykro - spuściłam głowę w dół, ale ukradkiem spojrzałam się na chłopaka.
- Nic nie szkodzi. Naprawdę jest tu ciepło - chłopak uśmiechnął się co mnie zaskoczyło.
- Poczekaj chwilkę, coś nam przyniosę - powiedziałam po czym poszłam trochę bardziej w głąb jaskini. Rozpaliłam lampiony, zapaliłam mniejsze ognisko i zaparzyłam herbaty hibiskusowej do której dostawiłam trochę ciastek, które wcześniej zrobiłam. Położyłam wszystko na tacy i podeszłam do Ryutaro. - Proszę, mam nadzieję, że ci posmakuje - podałam, a chłopak na sam widok ciastek zrobił maślane oczy i chwycił jedno z nich. Po wyrazie twarzy mogłam stwierdzić, że mu smakują. Na sam widok, gdy znika jedno za drugim ciastkiem, zaśmiałam się.


<Ryutaro?>

sobota, 13 lutego 2016

Od Finnick'a - C.D Blayvy

Nauczyć się pływać? Czy ja wiem? To miłe z jej strony, ale po co? W ramach podziękowania? Do tej pory świetnie radziłem się i bez tej umiejętności. Drobna dłoń Blayvy, delikatny uścisk... Spojrzałem w jej oczy, gdy powoli "wyrywałem" się z uścisku. Co teraz powiedzieć? Myślę, że w tym wypadku nie wypadałoby odmówić, w końcu pewnie nie mogło to być dla niej łatwe (biorąc pod uwagę moje niedawno zadane pytanie). Przyłożyłem dłoń do czoła, następnie zasłoniłem nią oczy. Westchnąłem i odezwałem się do czarnowłosej:
- Dziękuję. To... Miłe z twojej strony, ale od razu ostrzegam, nie jestem za dobrym uczniem - powiedziałem. Będę się starać by nie rozczarować znajomej karty, ale co z tego jeśli czuję, że jest to mi niepotrzebne? Pociągnąłem sztucznie nosem i podążyłem za dziewczyną do wody. Nie było to zbyt miłe uczucie. Chrząknąłem nosem i zacząłem wykonywać polecenia znajomej. No było tu tak strasznie głęboko, więc nie miałem zbytnich obaw co do tej nauki. Po kilkudziesięciu minutach, postanowiłem przerwać.
- Nie, to nie ma sensu, ale dziękuję - powiedziałem kierując się na brzeg. Usiadłem i zacząłem wyciskać wodę z ubrań. Zastanawiałem się nad tym dlaczego ich nie zdjąłem, może ze względu na Blayvy? Ona też się nie rozebrała, więc pomyślałem, że lepiej będzie jeśli i ja zostanę ubrany. To chyba najlepsza wersja jaka przyszła mi do głowy, ale to chyba dobrze. - Nigdy nie wychodziłaś po zmroku? - Spojrzałem na niebo, było takie jasne mimo późnej pory. Czarnowłosa wcześniej się przede mną otworzyła, co prawda na chwilę, jednak to mnie zaskoczyło. Dziewczyna pełna niespodzianek, gdyby była nieco śmielsza w relacjach z innymi, prawdopodobnie nie siedziałaby tu teraz ze mną. Jest naprawdę wspaniałą osobą, tak sądzę. - To nieco przykre, jeszcze to zamknięcie... Jesteś chyba strasznie przywiązana do przeszłości, co? - Usłyszałem cichy plusk wody, jeszcze tam była. Wspomnienia, czasami do nich wracam, ale to nie ma jakiegoś większego znaczenia. Stwierdziłem, że nie warto czegoś rozpamiętywać, no bo po co? Z siadu przeszedłem na leżenie, następnie przymknąłem oczy. - Zazdroszczę ci... - cichutko powiedziałem.
- Czego? - Poczułem na sobie jej wzrok, momentami mnie przeraża. Byłem prawie pewny, że tego nie usłyszy. Myliłem się, ale z jakiejś przyczyny ucieszyłem się z tego powodu.
- Niczego nie wspominam w ten sposób jak ty, nie targają mną uczucia, przynajmniej ja tak to odebrałem... Myślę, że byłoby fair gdybym ja coś powiedział o swoim "byłym życiu". Informacja za informację? Tak, to chyba wspaniały układ... Z przeszłością wiąże mnie moje drugie imię, używane tylko przez nielicznych. Chyba go nie lubię, kojarzy mi się z czymś niemiłym. Był to prezent od mojej pierwszej bogini, nie przepadała za mną. Większość znajomych osób za mną nie przepadało. To bolało, dlatego też niczego nie okazuję... - duszę wszystko w sobie ~ dokończyłem w myślach. - Tak jest lepiej. Żadnych zobowiązań...
Podniosłem się z ziemi, przed sobą ujrzałem twarz karty. Wpatrywałem się prosto w jej oczy... Chłodne spojrzenie, które w dalszym ciągu wydają się być trochę straszne.
- Może kiedy indziej dokończymy naukę pływania? Nie będę naciskał - odparłem po krótkim czasie.


< Blayvy? >

Od Ryutaro

Kichnąłem kiedy kolejne płatki śniegu opadły na mój nos, cofnąłem głowę do tyłu po chwili cicho śmiejąc się z samego siebie. Wstałem z chłodnej, kamiennej ławki znajdującej się na obrzeżach jakiejś starej, opuszczonej świątyni. Otrzepałem swoje długie, kolorowe i przede wszystkim cieplutkie kimono ze śniegu. Założyłem jeszcze na stopy swoje ‘’klapki’’ które ściągnąłem po spoczęciu na ławce. Poprawiłem jeszcze tylko swoją opaskę która prawie się odwiązała, zgarnąłem niesforną grzywkę i ruszyłem dalej, cały czas uśmiechając się. Chociaż pogoda nie należała do najprzyjemniejszych, wszystko w dalszym ciągu było przepiękne. To ciemne niebo, z którego ulatywały malutkie puchate kształty. Swoją drogą… skąd śnieg w lecie? Może to sprawka jakiegoś bóstwa lub karty? Przystanąłem teraz już przestając się uśmiechać, rozejrzałem się czujnie jakby szukając kogoś. I znalazłem, jednak nie wiem czy była to przyczyna tego dziwnego zjawiska pogodowego. Dziewczyna o sporych, białych uszkach szła nie patrząc pod nogi, wpatrywała się tylko w niebo z szerokim uśmiechem. Nie wiem czemu, ale postanowiłem za nią iść, tak jakoś bez przyczyny. Skrzyżowałem rączki za plecami i idąc za nią powoli lustrowałem ją wzrokiem. Jakim jest zwierzakiem? Jak to jest mieć takie długie włosy? Nie utrudniają jej chodzenia? Miałem teraz wiele, naprawdę głupich pytań które nie wypadało oczywiście zadawać komuś nieznajomemu. Po paru minutach ‘’śledzenia’’ dziewczyny prawie doszło do nieszczęśliwego wypadku, przez tą swoją nieuwagę nie wiedziała nawet jak ma iść. Złapałem ją szybko za ramię tak, żeby szła jeszcze na spotkanie z chodnikiem.
- Dziękuję za ratunek – spojrzała na mnie uśmiechając się.
Odwzajemniłem uśmiech wpatrując się w nią jak w obrazek, jej krwistoczerwone oczy idealnie pasowały do białych [właściwie to takie lekko różowe ale cii…], połyskujących w świetle księżyca włosów. Odsunąłem się od niej kiedy byłem już pewny, że się nie wywróci.
- Strasznie jesteś zamyślona – spojrzałem ukradkiem na niebo – było tam coś specjalnego?
- Możliwe… - wpatrzyła swoje oczy ponownie w niebo.
Jest tajemnicza czy tylko mi się wydaje, podążyłem za jej wzrokiem ale niczego tam nie zauważyłem. Wzruszyłem ramionami chowając zmarznięte dłonie w rękawach. Kiedy stałem tuż obok dziewczyny, mogłem jej się z łatwością przyjrzeć, była ode mnie wyższa, niewiele ale jednak była… dodatkowo te uszy też jej ładnie dodawały wzrostu. No i znowu czuję się jak taki mały, uroczy kurdupelek, no ale cóż zrobić… taka moja dola.
- Właściwie, to Ci się jeszcze nie przedstawiłem – odchrząknąłem, żeby zwrócić na siebie uwagę dziewczyny i o dziwo się udało! – Jestem Ryutaro – uśmiechnąłem się szeroko ukazując swoje białe, równiutkie ząbki.

(Nowa koleżanko? XDD)

środa, 10 lutego 2016

Od Chikako

Po rozstaniu się z moim byłym mistrzem, pozostały mi tylko te same dobre wspomnienia. Wspomnienia, które nie chciały iść w zapomnienie. Czasami myślałam nad tym, aby je jakoś wymazać, jednak moje serce mówiło mi coś innego. To abym je zostawiła. Spacerując, a raczej skacząc po dachach budynków, aby zdążyć na jeden z festynów który chciałam obejrzeć odkąd się o nim dowiedziałam, zobaczyłam. Zobaczyłam przepięknie ustrojoną pobliską świątynie. Pełno lampek, lampionów i pięknie ubranych ludzi w kimona. Wszystko było zupełnie tak jak to sobie wyobraziłam. Niestety to wszystko okazało się tylko przepięknym snem. Otworzyłam powoli oczy, gdyż poczułam, że coś zimnego spada mi na twarz. Drobne płatki śniegu, które wyglądały przepięknie. Leżąc tak na ziemi nie miałam zamiaru wstać. Chciałam jeszcze chwilę pooglądać spadający śnieg z nieba, które było granatowe, a na nim pełno przepięknych gwiazd, co się łączyło również z gwiazdozbiorami. Śnieg powoli opadał, a temperatura robiła się coraz to chłodniejsza. Przez zimno zmusiłam siebie do wstania. Dzisiejsze niebo było bardzo przepiękne, więc co jakiś czas zerkałam na nie. W pewnym momencie zapatrzyłam się tak, że nie patrzałam jak idę. Po prostu szłam i szłam, patrząc się w niebo z uśmiechem, który powiększył się wtedy, gdy ujrzałam spadającą gwiazdę. Od razu pomarzyłam sobie marzenie. Po chwili potknęłam się o coś, jednak o dziwo nie upadłam.
- Dziękuję za ratunek - podniosłam głowę i zobaczyłam...


 <Ktoś?>

Gryf

LOGIN: Horo
ADRES E-MAIL: dhirenwilk1@gmail.com
INNE ZDJĘCIA:
AUTOR ZDJĘCIA: 
GŁOS: https://www.youtube.com/watch?v=cg1O6AnD5Oc
♦♦♦
NAZWA KARTY: Tempestatis [łac.burza]
 ZWIERZĘ: Gryf
ŚWIĘTA BROŃ: Sansetsukon
WŁAŚCICIEL: Jest otwarty na propozycję, więc możecie śmiało do niego zagadać xd 
MOCE: Skrzydła gryfa podczas lotu potrafią ‘’ciskać’’ piorunami, oczywiście potrzebna jest do tego bardzo mocna praca skrzydeł.
Kiedy gryf bardziej wytęży swoją główkę, jest w stanie stworzyć ogromną burzę trwającą nawet do trzech godzin, siła zależna jest jego nastrojowi, więc biada Ci jeśli go wkurzysz.
♦♦♦
IMIĘ: Ryutaro
WIEK: 15 lat
PŁEĆ: Mężczyzna
WZROST: 168 centymetrów czystego piękna i uroku.
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
♦♦♦
APARYCJA: Chłopak ma dosyć przeciętny wygląd. Jak na piętnastolatka jego wzrost jest przeciętny, chociaż można też powiedzieć, że jest nieco niższy od większości rówieśników. Jest blondynem o prostych, aczkolwiek zawsze roztrzepanych sięgających za ucho włosach. Jego oczy są w kolorze jasnego brązu, są ciepłe co doskonale odzwierciedla jego przyjazny charakter. Twarz również ma pogodną, prawie zawsze na jego wąskich usteczkach gości uśmiech. Ma delikatne rysy twarzy, ale dziewczyny nie przypomina, widać to na całe szczęście już na pierwszy rzut oka. Jedyne co rzuca się u niego w oczy, to jego ubiór. Ubiera się bardzo kolorowo, zazwyczaj w tradycyjne japońskie stroje, ma do nich ogromną słabość. Im więcej mają wzorków tym lepiej, prawda? Na głowie zawsze nosi coś w rodzaju chusty…opaski (?) Niby wszystko w stylu stworzenia idealnego ‘’image’’ jednak odgrywa to swego rodzaju rolę, jakoś to utrzymuje przydługawą grzywkę chłopaka która bez tego opada mu na oczy. No ale przecież on sobie włosów nie da ściąć.
OSOBOWOŚĆ: Ryutaro to największy optymista jaki kroczy na tej ziemi, wszystko uważa za dobre i wspaniałe. Dlatego już nie raz czy nie dwa przejechał się na kimś, po prostu jest za bardzo ufny. Nawet jeśli wiele razy został skrzywdzony, Ryu i tak dalej obdarowuje wszystkich swoim szerokim i olśniewającym uśmiechem. Jest wcieleniem dobra, nie lubi walki, swojej siły używa tylko w obronie własnej lub osoby potrzebującej jego siły. Jest bardzo skory do pomocy, poprosisz raz i zrobi to o co go poprosiłeś. Oczywiście nie myślcie sobie, że jest głupi, od razu się zorientuje kiedy chcesz go wykorzystać a kiedy naprawdę potrzebujesz jego pomocy. Nienawidzi oszustów i parszywych krętaczy, gardzi każdymi spiskowcami i łgarstwem. Sam jest szczery i zawsze mówi to co ma na myśli, nawet jeśli jest to najbardziej bolesna prawda. No cóż, taki już jest z niego drań czasami. Ale ogólnie to kocha się bawić i spędzać czas z przeróżnymi osobami, jest bardzo towarzyski i kiedy nie odzywa się do nikogo przez dzień lub dwa, jego samopoczucie drastycznie spada. Jest bardzo wierny, kiedy już upatrzy sobie kogoś i ten ktoś go przygarnie, to potrafi się uczepić jak rzep psiego ogona.
 CIEKAWOSTKI: Chłopak uwielbia słodycze, łatwo go nimi przekupić.
Uwielbia zwierzaki, szczególnie te psowate, szkoda tylko, że nie może mieć własnego zwierzaczka ;c
Kocha śpiewać, chociaż zazwyczaj robi to tylko dla siebie i wtedy kiedy jest sam, wstydzi się śpiewać przed innymi.
♦♦♦
ATRYBUTY:  
  • ZWINNOŚĆ - 25
  • SZYBKOŚĆ – 25  
  • WYTRZYMAŁOŚĆ - 50 
  • MOC MAGICZNA - 40 
  • SIŁA – 60

Fenek

LOGIN: fopa12
ADRES E-MAIL:  
AUTOR ZDJĘCIA: Pobrane z: Zerochan
GŁOS: Nightcore - Little Do You Know
♦♦♦
NAZWA KARTY: Magiczna dziewczyna
ZWIERZĘ: Lis pustynny [ lis Fenek]
ŚWIĘTA BROŃ: Wachlarze
WŁAŚCICIEL:
MOCE:
  • Wszystko to co złoży dziewczyna z kartek ożywa tyczy się to również tego co namaluje.
  • Używanie magicznych run, z których może wykorzystać dane zaklęcie pisząc je w powietrzu
♦♦♦
IMIĘ: Chikako Yuri - jej były mistrz ją tak nazywał, dlatego mało kto zna jej drugie imię
WIEK: karty są nieśmiertelne, a tutaj wpisujecie jedynie wiek na jaki wyglądają.
PŁEĆ: Kobieta
WZROST: 170
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
♦♦♦
APARYCJA: Chikako ma długie, aż po kolana włosy, które w świetle księżyca jakby się błyszczą. Natomiast grzywkę która sięga poniżej brwi, a włosy po bokach (tak jak na zdjęciu) sięgają do ramion. Jej uszy są długie dzięki czemu słyszy dźwięki na odległość, a to co się ich tyczy to to, że są takiego samego koloru jak włosy. Oczy dziewczyny są czerwone, czasami podchodzące pod pomarańcz oczy. Zgrabny nos i wąskie usta. Dziewczyna ma smukłą ale wygimnastykowaną sylwetkę. Często nosi białą koszulę z trzy czwartymi rękawkami, a do tego czerwony krawat i czarną kamizelkę z białymi ściegami haftu przy jej konturach. Do tego krótkie trochę bufiaste spodenki i długie powyżej kolan pończochy. Buty ubiera według swojego planu dnia, zazwyczaj są trampki jednak czasami są to również buty na wyższym, grubszym obcasie. Od czasu do czasu nosi do swojego stroju kapelusz. Jeżeli jest już potrzebny jakiś elegancki strój to go ubierze, jednak nie na długo.
OSOBOWOŚĆ: Chikako wygląda na dziewczynę bez uczuć, co jest w połowie prawdą. Dziewczyna po prostu nie potrafi ich rozróżnić, a zwłaszcza uczucia zwanego miłością. Potrafi się śmiać, bawić, żartować i wie co oznacza ból. W życiu wyznała dużo bólu na który w pewnym stopniu się uodporniła. Różowo włosa jest typem samotniczki, zostało to spowodowane tym, że nikt nie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Jest zawsze chętna do zawierania przyjaźni, jednak podchodzi z tym ostrożnie. Dlaczego ostrożne? Jest to łatwe, nie chce aby była to fałszywa przyjaźń, przez którą byłaby jeszcze wykorzystywana. Chikako nie musi ciebie znać, aby pomóc. Jest bardzo pomocna z czym czasami potrafi przesadzi, tak jak z opieką. Gdy ktoś zdenerwuje dziewczynę może na tym lekko pożałować. Czasami stara się nie wybuchnąć, jednak nie udaję się jej to. Może powiedzieć ci kilka nie miłych tekstów czy też uderzyć. Uderzy drugą osobę, wtedy gdy nie wie co powiedzieć czy jak nie potrafi skłamać.
CIEKAWOSTKI:
  • mało kiedy wychodzi w dzień, bardziej woli noce
  • o astronomii wie prawie wszystko
  • uwielbia przygotowywać herbatę jak i gotować czy też piec
  •  zawsze nosi ze sobą zeszyt w którym sa przeróżne kartki, jednak jest on lekki i chudy, dzięki temu że go dostała od pewnej osoby
  • nie przepada zbytnio za zimnymi miejscami, jednak czasami woli iść w zimne miejsce, aby ochłonąć
  • uwielbia, a wprost kocha kwiaty
  • umie grać na flecie
♦♦♦
ATRYBUTY:
  • ZWINNOŚĆ - 35 
  • SZYBKOŚĆ - 40 
  • WYTRZYMAŁOŚĆ - 40 
  • MOC MAGICZNA - 50 
  • SIŁA - 35

wtorek, 9 lutego 2016

Od Anubisa - C.D Hikari

Spojrzałam na kartę badawczym wzrokiem, czemu emanowała od niej taka niechęć do tego boga? Trochę się skrzywiłam biorąc do ręki tego klapka, że co? Miałam nim niby rzucić? Nie jestem aż tak nierozsądna w porównaniu do tej karty. Ona sobie chyba naprawdę nie zdaję sprawy z konsekwencji takiego czynu. Prychnęłam i istotnie rzuciłam klapkiem, który nie trafił w same bóstwo lecz u jego stóp. Oparłam się na lasce kątem oka przypatrując się karcie, ciekawa była. W dodatku wiedziała kim jestem, trochę pocieszające. Jej wzrok jednak był nieprzyjazny również i dla mnie. Bogofobia czy jak? Małe to takie ale jakie wyszczekane, to samo można powiedzieć o tym blondynie.
- Jesteś jeszcze małym szczylem, co Ty niby możesz wiedzieć – słowa te skierowałam do boga – Bywaj. A Tobie – tym razem spojrzałam na kartę – Życzę szczęścia.
Skinęłam głową co miało niby znaczyć ‘’pokłon’’ ale chyba tego tak nie odebrano, uśmiechnęłam się pod nosem i tak jak szybko zjawiłam się na tym terenie, tak szybko go opuściłam. Po prostu jakoś zrobiło się tam nieswojo a ja nie zamierzałam za chwilę wszcząć jakiejś bitwy na nieznanym mi terenie. Biegnąć jak jakiś szaleniec, przeskakiwałam z dachu na dach, po chwili oddalając się już od domów i zmierzając w kierunku lasu. Noce zazwyczaj lubiłam spędzać w mniej odosobnionych miejscach, ale dzisiaj już się wystarczająco nagadałam. Poza tym nadal nie jestem pewna, czy pokazywanie się tutaj bóstwom jest rozsądne. Dzisiaj mnie ignorują, a jutro obudzę się z włócznią w brzuchu. Zatrzymałam się ocierając swoje lekko ociekające potem czoło, nadal nie odzyskałam pełni sił… Uklękłam obok małego jeziorka zanurzając w nim do połowy dłoń. Spojrzałam w swoje zdziczałe oczy odbijające się na pomarszczonej tafli wody. Warknęłam uderzając dłonią w taflę, woda trysnęła na wszystkie strony, w tym na moją twarz. Przez chwilę wpatrywałam się jeszcze wściekle w małe kamyki jakby wymordowały mi całą rodzinę kart, a przecież nic nie zrobiły. W końcu westchnęłam i wspięłam się na jakieś wysokie drzewo, żeby usadowić się na sporej, zdolnej mnie pomieścić gałęzi. Gdyby nie ten przebrzydły, boski odór, mogłabym udawać kartę… wcale się tak od nich nie różnię. Zacisnęłam łapy na lasce, przymykając oczy. Właściwie to bogowie nie potrzebowali aż tyle snu… ale myślę, że po prostu chciałam zabić nudę. Teraz kiedy dotarłam do kraju do którego zmierzałam… sama nie wiem po co. Okazało się, że nie mam tu nic do roboty. A wracać nie zamierzam. Otworzyłam jeszcze raz oczy, starając się spojrzeć na gwiazdy, które częściowo były przysłonięte koronami drzew. Kiedy zdawało się już, że nudniej być nie może, usłyszałam cichy szelest kilkanaście metrów ode mnie. Pociągnęłam nosem, to na pewno nie jest istota przynależąca do ‘’Tego’’ świata. Zeskoczyłam z gałęzi i wylądowałam dosłownie dwa metry przed tym kimś. Przeistoczyłam laskę w ogromną włócznie i zamachnęłam się nią, uderzając drzewcem w ową postać. Usłyszałam tylko ciche stęknięcie oraz odgłos upadającego ciała. Uklękłam nad nieznaną mi postacią na wszelki wypadek grot włóczni przyciskając do pleców mojej ‘’ofiary’’.
- Kim jesteś? – spytałam chłodno.


(Ktoś? ;3)

poniedziałek, 8 lutego 2016

Od Hikari - C.D Junzo

Nie obchodziły mnie podziękowania chłopaka. Obecnie przyglądałam się by móc w razie wypadku znać jego największe słabości oraz oceniałam jego stan. Nie odzywałam się przez większość czasu. Nie odbierałam ciszy za niezręczną. Przeciągnęłam się lekko, wstałam i podeszłam do chłopaka.
- Miałeś szczęście, że ci pomogłam. Chwila i byłoby po tobie. - wytłumaczyłam mu. Przykucnęłam i spojrzałam mu w oczy - Liczę, że się odwdzięczysz - powiedziałam to tak jakby nie była to sugestia. Najwidoczniej nie pojął tego. Niektórzy ludzie i karty byli strasznie nie pojęci.
- Postaram się! - brzmiało to jak wątpliwa obietnica. Nie lubiłam ich. Były niestałe. Przyzwyczaiłam się do tego, że są one łamane. Gdy ktoś mi coś obiecywał nie liczyłam, że zrobi to co obiecał. Na słowa chłopaka prychnęłam.
- Nie staraj się tylko to zrób- odparłam oschle. Wstałam i wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Blisko ognia czułam się dobrze. Nie robił mi on krzywdy. Czułam, że był częścią mnie, a ja częścią jego. Nic dziwnego, że jestem związana z ogniem. Był potężny i piękny. Czułam się trochę jak piromanka. Z wyjątkiem, że tylko uwielbiałam ogień, a nie podpalać. Usłyszałam jak chłopak siada i przeciąga się - Śpiąca królewna już wstała ? - zapytałam ironicznie nie patrząc na niego.


 <Junzo, sorki, że krótkie!>

niedziela, 7 lutego 2016

Od Blayvy - C.D Finnick'a

Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam jakiegokolwiek świetlika, tak jakbym była całe życie zamknięta w pomieszczeniu, z dala od świata zewnętrznego. O czym ja gadam… Tak było!
- Ślicznie tutaj – odezwałam się nie pewnie, po czym wystawiłam ręce, na które usiadły małe robaczki. To łaskotało, jednak powstrzymałam się nawet od uśmiechania się, a tym bardziej od jakiegokolwiek ruchu. Chodziły po moich rękach, co było dosyć zabawne. A dzięki temu, że ciemność już całkowicie spowiła ten teren, robaczki świętojańskie wydawały się bardzo piękne i zadziwiające. „Wydobywać z siebie światło” przeszło mi przez myśl. Ja jedynie potrafiłam wydobyć z siebie mrok, a te świetliki były całkowitym moim przeciwieństwem.
Świetliki nadal czepiały się jego uszów, co mnie delikatnie bawiło. „Ciekawe jak to jest mieć uszy” przeszło mi przez myśl. To pewnie są bardzo wrażliwe miejsca, ale jednak… gdyby była taka możliwość, w sumie to bym chciała mieć i uszy i ogon. To by było ciekawe. Jednak chyba denerwujące… Finnick nadal próbował je odgonić spontanicznie poruszając uszami, jednak owady wyglądały, jakby zostały przyklejone. Tylko nieliczne z nich w jakikolwiek sposób się poruszały i odlatywały, aby z powrotem wrócić, albo zrobić miejsce nowym. Z tego powodu chłopak wspomagał sobie ręką, co bardziej skutkowało, jednak nie do końca. – Poczekaj – wstałam z ziemi i kucnęłam obok chłopaka, po czym ręką odgoniłam świetliki. O dziwo to od razu poskutkowało, ale to pewnie przez moje moce – jak już wspominałam, świetliki są moim przeciwieństwem. Ja tworzę ciemność, a oni światło. Za pewne to wyczuły, a takie agresywne ruchy w ich stronę przez moją rękę, mogły źle odebrać i chyba postanowiły dać spokój chłopakowi.
- D-dzięk-ki.
Nadal się jąkał, co mnie trochę także bawiło. Za pewne gdybym się uśmiechała, gdybym była radosna, to zapewne bym się zaśmiała, albo przynajmniej uśmiechnęła w stronę chłopaka, jednak tego nie zrobiłam i raczej nie zrobię w najbliższym czasie.
- Nie jąkaj się – tylko tyle odparłam, po czym wróciłam do świetlików. Gdy tylko wystawiłam rękę przed siebie, usiadło na niej kilka owadów. Przybliżyłam je do siebie, po czym spojrzałam na nie z bliska.
Były takie piękne… Ich światło nawet nie raziło w oczy. Po prostu były przepiękne. Już rozumiem chłopaka. Już wiem dlaczego lubi świetliki. W tej chwili i ja je polubiłam. Dla mnie nie tyle były piękne, to także zadziwiające. Pierwszy raz widziałam takie stworzenia. Nawet o nich nie słyszałam.
- Nigdy nie widziałam świetlików – powiedziałam wpatrzona w nie jak w obrazek. Wtedy jeden z owadów usiadł mi na nosie. Jako zwierze, pokręciłam nosem, po czym kichnęłam, gdyż świetlik nadal się trzymał. Usłyszałam cichy śmiech chłopaka.
- Na zdrowie – odparł, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. „Jednym uchem wchodzi, a drugim wychodzi, to co zdąży przejść do mózgu, zostanie” zarecytowała słowa mojej matki. Gdy tylko o niej pomyślałam, zrobiło mi się smutno, jednak tego nie ukazywałam. Nadal patrzyłam na świetliki, próbując zapomnieć o starej, czarnowłosej kobiece, która mnie zrodziła. – Naprawdę widzisz je pierwszy raz? – usłyszałam jego pytanie, które wyrwała mnie z myśli o matce. Spojrzałam na niego, po czym kiwnęłam głową.
- Nigdy nie wychodziłam nigdzie po zmroku, a potem byłam przez pięć lat zamknięta, bez kontaktu ze światem zewnętrznym, wiec nie miałam jak – powiedziałam bez namysłu. Głupia ja. Gdy się skapnęłam, co mu właśnie powiedziałam, skarciłam siebie w myślach. Muszę się zamknąć, żeby nie wygadać więcej. Ale może… tak trzeba? W końcu chciałam poznać lepiej chłopaka, a jeśli tylko on będzie o sobie opowiadał, to będzie takie niesprawiedliwe – ja wiem o nim wszystko, a on o mnie nic. Jednak… czy musiałam mu to powiedzieć?
Od razu odwróciłam wzrok speszona, kierując go na ziemię, na której siedzieliśmy. Przez moimi oczami ukazał się rodzinny ogród o zachodzie słońca i wołanie ojca, abym już wracała. Nigdy mi nie pozwalali nigdzie wychodzić po zmroku, nigdzie. Miałam siedzieć w domu. Nie wychodziłam nawet sama do lasu, ale jakoś się na to nie skarżyłam. Cieszę się, że ich słuchałam. Przynajmniej spędzałam z nimi więcej czasu i dłużej z nimi żyłam. Na szczęście chłopak się o nic nie pytał. Może widział, jakie to dla mnie trudne? A może nie był ciekawy? A może to tylko cisza przed burzą? Nie wiem i raczej się nie dowiem, bo nie odpowiem na jego pytanie na ten drażniący mnie temat.
Moje oczy podążyły za świetlikiem, który zniknął za krzakiem. Byłam zaciekawiona co się tam znajduje i bez słowa wstałam i skierowałam się do tego krzaka. A gdy go odsunęłam, przed moimi oczami ukazało się piękne małe jeziorko, oświetlone milionami owadów. Po chwili obok mnie pojawił się chłopak, który także patrzył z fascynacją na to miejsce. Podeszłam do wody i spojrzałam na swoje odbicie. Ciesz nie była granatowa, czy przezroczysta, a tym bardziej szara, tylko błękitna. Tak, czysty błękit, a to dzięki tych małym stworzonkom, które oświetlały nam to miejsce. Pomimo tego, ze była już noc, to miejsce było rozświetlone bardzo szczegółowo, a to dzięki świetlikom, księżycowi, oraz gwiazdom na ciemnej powłoce, którą nazywamy niebem.
- Nigdy tu jeszcze nie byłem – usłyszałam chłopaka. Zamoczyłam rękę w wodzie. Była bardzo ciepła, co mnie ucieszyło. W młodości uwielbiałam pływać, zawsze uczyłam moje rodzeństwo, które nawet się bało wody. Uśmiechnęłam się w duszy, po czym wstałam i wsadziłam nogę w ciecz. Była taka przyjemna, a noc nie była jakaś zimna.
- Pływasz? – zapytałam chłopaka. Dosyć mało się odzywam, ale jeśli już do tego dojdzie, to najczęściej są to krótkie wypowiedzi, z kilkoma słowami, albo nawet jednym. Rzadko się zdarza, gdy powiem coś dłuższego, jednak się zdarza, ale bardzo rzadko. Zaczęłam wchodzić do wody, nie zdejmując żadnych ubrań, nawet nie miałam zamiaru. Bałam się trochę, że niewiadomo co się może stać. Czułam na sobie wzrok chłopaka, który stał jak słup soli i się nie ruszał. Gdy woda sięgała mi do pasa, odwróciłam się w stronę chłopaka i przyjrzałam się mu, przechylając delikatnie głowę w bok.
- Ja… - podrapał się po karku zmieszany. – Nie pływał – opuścił głowę, gdyż na jego policzkach pojawił się rumieniec. Wyszłam z wody i podeszłam do niego. Był ode mnie o wiele wyższy, więc nawet jeśli spuścił głowę, to i tak widziałam ją bardzo dobre. Stanęłam przed nim, przez co poczułam dreszcze na plecach.
- Nauczę cię – złapałam go za rękę i odsunęłam się parę kroków, gdyż zdecydowanie stałam zbyt blisko jego ciała. Spojrzał na mnie jakby zdziwiony. – Jesteś jedynym, który opowiedział mi pierwszą w moim życiu jakaś historię. Do tego pokazałeś mi świetliki. W ramach podziękowania nauczę cię pływać. To bardzo proste. Uczyłam pływać nawet małe dzieci, więc z tobą nie będzie problemu – odparłam z kamienną miną, patrząc na jego twarz i ciągnąc go w stronę wody.
Nienawidzę tych momentów, gdzie zaczynam gadać jak najęta, nawet, jeśli to trwa tylko kilka sekund. Po prostu nienawidzę, po czuje się, jakbym zaczynała się otwierać przed kimś. Ale czyż nie o to mi chodzi? Już sama nie wiem o co mi chodzi.
Uważnie przyglądałam się białowłosemu, który także i mi się przyglądał, jednak był bardziej zamyślony. Chyba musiał przemyśleć moją propozycję. W sumie mu się nie dziwie – sam bym nie była pewna, czy gdybym nie umiała pływać, to czy bym zgodziła się na lekcję pływania. W końcu już wiem, ze nie umie pływać. Mogę go nauczyć tego, jednak równie dobrze bym mogła go utopić i to bez powodu. Wystarczy zaciągnąć go tam, gdzie jest głębiej, tak, by nie miał gruntu – chociaż to by było o wiele trudniejsze, bo mi o wiele szybciej się grunt skończy niż dla niego – i wystarczy go puścić i sam się utopi. Wszystko jest możliwe. Równie dobrze mogę po poderżnąć gardło w wodzie. Jednak jedyne co miałam teraz w głowie, to nadzieję, że się zgodzi, abym mogła mu podziękować w postaci nauki lekcji pływania.


<Finnick?>

Od Finnick'a - C.D Blayvy

Wpatrywałem się chwilę w dziewczynę, która czekała na odpowiedź. Czy zaproponowanie spaceru może być równoznaczne z wybaczeniem? Dała mi znać, że mogę już wstać. Wyprostowałem się i przytaknąłem głową. Następnie zacząłem otrzepywać się z brudu, który przyległ do mojego ubrania, gdy przepraszałem czarnowłosą. Po głowie chodziła mi jedna myśl: "Czy to co robię jest poprawne?". Byłem pewny jednej rzeczy, muszę być ostrożny. Nie mogę zaczynać tematów, które dotyczą przeszłości. Mogę stwierdzić jedynie stwierdzić, że Blayvy nie lubi zbytnio o sobie opowiadać. Chyba jak większość istot żyjących na Ziemi. Podążałem przez chwilę za dziewczyną, drzwi za szerokie nie były. Z resztą na ulicach pełno ludzi, a wiadomo, że jak ktoś z jakiegoś towarzystwa się rozepchnie na chodniku, może zostać stratowany. Co prawda takie wypadki rzadko się wydarzają, ale to tylko dzięki ładzie spacerowania zwanym "gęsiego". Będąc już w nieco mniej zaludnionym miejscu, zrównałem krok z drugą kartą. gdybym dalej szedł za nią byłoby to dosyć niemiłe uczucie, zarówno jak dla mnie, jak i dla niej. Rozejrzałem się dookoła, wypatrując kilku małych światełek. Blayvy szła obok w ciszy, pomyślałem, że nie chce mi przeszkadzać. Odwróciłem się do dziewczyny. Następnie spojrzałem na jasny księżyc, na którym widać było kilka ciemniejszych plam. Chcąc jakoś przełamać tą bezsensowną ciszę, odezwałem się do towarzyszki.
- Mówi ci coś nazwa "Księżycowa Bogini"? - zapytałem. - W Chinach istnieje pewna legenda, która w swój sposób tłumaczy w jaki sposób pojawiają się te plamy na księżycu.
Czułem na sobie jej wzrok. Nie wiedziałem dokładnie czy mam mówić dalej, czy lepiej się zamknąć. Chwilę trwając nad swoimi zastanowieniami, postawiłem na opcję pierwszą. Może nie znała tej opowieści, a po prostu nie chce prosić bym ją opowiedział. Nie przejmując się tym dłużej, zacząłem:
Dawniej w Chinach żył pewien odważny król, który stracił wiarę w ludzi. Pewnego dnia spotkał on prześliczną dziewczynę. Chcąc ją widzieć kiedy tylko chciał, zatrzymał ją u siebie w pałacu. Nie była zadowolona z okropnej postawy króla, dlatego też rzadko się odzywała. Władca starając się zyskać względy dziewczyny, pokazywał jej swoje bogactwa i obdarowywał ją prezentami. Ta jednak pozostawała obojętna. Podczas każdej pełni kobieta spalała kadzidło i świece ku czci księżyca. Ludzie wierzyli, że mieszka tam bóg, który sprawiał, że księżyc świeci. Chcąc być piękna, dziewczyna modliła się i prosiła o przystojnego męża. Podczas którejś pełni księżyca, chyba ósmej, król pokazał jej trzy ziołowe tabletki. Tłumaczył, że jeśli to zje, będzie żył wiecznie. Wtedy po raz pierwszy dziewczyna wzięła rzecz, którą on przyniósł. Król kontynuował. Ta dwójka miała wziąć po jednej tabletce by mogli być ze sobą już na zawsze. Nie był pewny co do tych tabletek, obawiał się efektów ubocznych. Wymusił na swej kochanej, aby wzięła je pierwsza. Jeśli nic by się jej nie stało, wziął by je natychmiast po niej. Dziewczyna uznała, że jeżeli weźmie trzy na raz to król w końcu ją straci. Przemówiła wówczas po raz pierwszy do króla: "Pozwól mi najpierw je obejrzeć, w przeciwnym razie nie wezmę ich w ogóle". Zaskoczony przemową dziewczyny dał jej tabletki do ręki. Nie mówiąc ani słowa połknęła wszystkie. Mężczyzna się wściekł, chciał zabić dziewczynę. W pewnym momencie zaczęła wznosić się w powietrze. Mogła latać, a on nie mógł jej złapać. Obserwował tylko jej lot w kierunku księżyca. Po tym wydarzeniu ludzie uwierzyli, że na księżycu mieszka piękna kobieta z małym, starym mężczyzną i króliczkiem. Stary mężczyzna był bogiem zaś króliczek jego zwierzątkiem. Chińczycy wierzyli, że na księżycu żyją ludzie. Ich poruszanie się tłumaczyli pojawiającymi się ciemnymi plamami, kiedy się spoglądało w stronę księżyca. Ludzie czcili czystość dziewczyny, a podczas każdej pełni księżyca w środku jesieni do dziś organizowany jest festiwal ku jej pamięci. - Wziąłem głęboki oddech po skończeniu opowieści. - Wydaje mi się, że to było jakoś tak.
Nagle coś przeleciało mi przed oczyma. W środku ducha poczułem niewytłumaczoną radość, na zewnątrz pozostałem tak samo niewzruszony jak wcześniej. Niedaleko pewnie znajdował się jakiś zbiorniczek wody. Machnąłem ręką do Blayvy na znak by za mną podążyła. Zawahała się gdy nagle skręciłem z głównej ścieżki.
- Idziesz? - zawołałem za sobą.
- Tak - odpowiedziała i stanęła za mną.
Dookoła wśród traw uniosły się świetliki, których światełko odbijało się od tafli małego jeziorka. Uklęknąłem i uniosłem dłoń w kierunku większej grupy owadów. Poprosiłem również znajomą o to by nieco się zniżyła. Przez jakiś czas w ogóle się nie ruszałem, a kilka robaczków usiadło na mojej ręce. Złapałem je, a następnie przybliżyłem się do czarnowłosej.
- Mówiłem Ci, że lubię świetliki. - Tuż przed nią wypuściłem małe żyjątka. - Bioluminescencja, cudowne zjawisko. Móc samemu wytwarzać światło, "włączać i wyłączać" kiedy tylko się zechce... Jeśli przez chwileczkę nie będziesz się ruszać, będą w stanie nawet usiąść na tobie. Choć w sumie znajdą się i te takie odważniejsze, które nie czekają na to, aż pozostaniesz w bezruchu.
Zamyśliłem się w chwilę, to naprawdę miłe uczucie. Ktoś obserwuje kochane świetliki razem ze mną. Z klęku przeniosłem się do siadu, następnie oparłem się rękoma - za dużo mówię. Blayvy jednak miała w sobie chyba coś takiego, że nie potrafiłem milczeć tak jak zawsze. Pewnie to dlatego, że jest kartą. Wiadomo, że będąc z bogiem nie można sobie na wiele pozwolić. No nic. Momentalnie poczułem jak coś pląta się między moimi uszkami. Łaskotało, strasznie łaskotało. Gdy to nie ustawało przesunąłem ręce do przodu. Nie chciałem upaść na twarz, bo to boli. Kochane, a jednak wredne robaczki! Energicznie ruszając uszami starałem się ich odgonić, ale to na nic. Było ich coraz to więcej. Na policzki mimowolnie wdarły się rumieńce, a więc natychmiast odwróciłem głowę. Postanowiłem więc sobie wspomóc jedną z dłoni, którą zacząłem machać w celu odstraszenia świetlików.
- By-Bywają i te... te tak-kie w-w-wre-dne - zacząłem dukać.


< Blayvy? >

Od Han Yury

Wyskoczyłam z jednej ze swoich licznych dziupli. Niedługo zapadnie zmrok, a to odznacza, że pora wybrać się na polowanie. Miałam dość jedzenia owoców, które były moim pożywieniem przez ostatni tydzień. Niestety tylko je jak na razie udało mi się zebrać. Dzisiaj naszła mnie wyjątkowa ochota na jakąś wiewiórkę czy sowę. Spokojnym krokiem poszłam się rozejrzeć po lesie. W koło pełno było śladów przeróżnych zwierząt zamieszkujących ten las, jednak nie zauważyłam niczego, co mogłoby świadczyć o obecności poszukiwanych przeze mnie gatunków. Szwendałam się po okolicy jeszcze jakichś czas, lecz gdy nie przyniosło to rezultatów postanowiłam spróbować szczęścia na większej wysokości. Wspięłam się na pobliskie drzewo, na którym po chwili usiadłam i rozejrzałam się. O tej porze znacznie łatwiej o sowę, jednak poszczęściło mi się. Na sąsiednim drzewie siedział mały, rudy ssak, oglądający znalezionego chwilę temu orzecha. Moje oczy lekko się poszerzyły. Wstałam i cichym krokiem zmieniłam miejsce swojego pobytu. Przeskoczyłam na drzewo, na którym siedziała wiewiórka, i znów zaczęłam jej się przyglądać. Nie była świadoma mojej obecności. Gdy maleństwo ruszało zanieść zdobycz do swojego domu, ja szybko na nie ruszyłam. Postarałam się, aby zwierzę umarło szybko i w miarę możliwości bezboleśnie. Nie lubiłam zabijać, jednak takie są prawa natury. W końcu urodziłam się drapieżnikiem. Zatargałam zdobycz jeszcze wyżej, by mieć pewność, że nikt nie zechce mi jej teraz odebrać. Na wszelki wypadek rozejrzałam się jeszcze i dopiero po upewnieniu się, że jestem sama przystąpiłam do posiłku. Po dłuższej chwili mogłam już zająć się inną rzeczą. Niewielka część martwego zwierzęcia pozostała nietknięta, więc zrzuciłam padlinę na ziemię, by jakieś inne zwierzę mogło ją dokończyć. Ruszyłam znaleźć jakieś zwierzę, które mogłoby mi opowiedzieć o rzeczach, które działy się u nas w lesie podczas gdy ja spałam. Spokojnie mogę zaliczyć nocny tryb życia do minusów mojego życia. Podczas gdy większość zwierząt żerowała za dnia, podczas którego działy się niekiedy naprawdę interesujące rzeczy, ja go przesypiałam. Akurat, gdy chciałam zeskoczyć na ziemię usłyszałam trzask gałęzi. Wiedziałam, że musi to być coś dużego, jednak mniejszego od niedźwiedzia czy jelenia, lecz większego od wilka bądź dzika. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził dźwięk, jednak nic nie ujrzałam. Pomyślałam, że może jednak mi się to zdawało i zaczęłam iść dalej. Po jakimś czasie znów usłyszałam łamane gałęzie, jednak teraz znacznie bliżej. Nie rozglądając się już, wdrapałam się na najbliższe drzewo, tak wysoko, jak tylko się dało. Dopiero na jednej z wyższych gałęzi zauważyłam, że po lesie chodzi jakiś człowiek. Dziwiło mnie to, bo rzadko ktokolwiek pojawiał się w tej części lasu, nie wspominając już, że robił to w dnień. Nieznany osobnik zaciekawił mnie, więc postanowiłam udać się za nim, oczywiście zachowując przy tym bezpieczną odległość między nami. Ku mojemu rozczarowaniu człowiek tylko chodził i chodził. Gdy już miałam zrezygnować z obserwowania go, ten usiadł pod jednym z drzew. Pomyślałam, że może coś mu jest i potrzebuje pomocy. Zeszłam na ziemię i przybrałam swoją ludzką postać. Podeszłam do nieznajomego od tyłu i ukucnęłam przy nim, starając się zrobić to jak najciszej.
-Witaj- powiedziałam, kładąc mu delikatnie rękę na ramieniu.

 <Ktoś?>

Kuna Leśna

LOGIN: Kurotie
ADRES E-MAIL:
AUTOR ZDJĘCIA: 
♦♦♦
NAZWA KARTY: Leśna Dziewica
ZWIERZĘ:Kuna Leśna
ŚWIĘTA BROŃ:Rapier
WŁAŚCICIEL:
MOCE:
  • We włosy dziewczyny są wplecione pnącza, z których wyrastają kwiaty o różnych właściwościach, które w każdej chwili można zerwać. Przykładowo fioletowy kwiat zawiera w sobie truciznę, a żółty może rozświetlić nawet najciemniejsze z miejsc. Rośliny po jakimś czasie odrastają. 
  • Leśna Dziewica potrafi kontrolować rośliny wyrastające z ziemi, lub nawet te, których nie widać jeszcze na powierzchni. Wystarczająco grube i duże mogą służyć za transport, a te znacznie mniejsze mogą robić za "pupili, bo w końcu one też są żywymi istotami.
♦♦♦
IMIĘ: Han Yura
WIEK: 20 lat
PŁEĆ: Kobieta
WZROST: 164 cm.
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
♦♦♦
APARYCJA:Kobieta stosunkowo niska i chuda. W odpowiednich miejscach ma nieco więcej ciała, co znacznie poprawia jej wygląd i nadaje kobiecości. W ciemnobrązowe włosy, wiecznie zaplecione w długi, gruby warkocz, ma wplecione pnącza porośnięte różnokolorowymi kwiatami. Jej ciemnozielone oczy idealnie komponują się z ozdobami w jej włosach. Na jej twarzy zazwyczaj gości leciutki rumieniec, a drobne usteczka wykrzywione są w uśmiechu. Stroje Han Yury niezależnie od pory roku przypominają letnie sukienki, ze złotymi dodatkami w niektórych miejscach. Na jej szyi zawsze można zauważyć złoty naszyjnik z rubinem.
OSOBOWOŚĆ:Han Yura należy do osób o żywiołowym usposobieniu. Lubi przebywać na świeżym powietrzu i spędzać aktywnie czas, choć w niektórych momentach woli usiąść pod jakimś drzewem i poobserwować innych. Większość życia spędziła w lesie, gdzie miała okazję zaprzyjaźnić się z wieloma innymi gatunkami zwierząt, dzięki czemu nauczyła się dogadywać z większością charakterów. Dziewczyna nienawidzi sporów i kłótni wszystkiego rodzaju, więc podczas nich przyjmuje bierną postawę i ulega drugiej stronie. Na świat patrzy przez różowe okulary, które bardzo rzadko znikają z jej nosa. Z natury jest bardzo pomocna i opiekuńcza. Lubi mieć przy sobie kogoś, o kogo mogłaby zadbać.
CIEKAWOSTKI:
  • Dziewczyna nigdy nie nosiła butów 
  • Uwielbia pić herbatkę na świeżym powietrzu. Najlepiej jeśli jest o smaku owoców leśnych
♦♦♦
ATRYBUTY:
  • ZWINNOŚĆ - 60
  • SZYBKOŚĆ - 60
  • WYTRZYMAŁOŚĆ -15
  • MOC MAGICZNA -55
  • SIŁA 10

Od Blayvy - Snen cz. 2

Kolejny przedziwny sen. Tym razem dwie dziewczyny, którą jestem? Nie wiem. Czuje się, jakby patrzyła na nich i słuchała z lotu ptaka. Jednak w pierwszej części byłam dziewczyną, o imieniu Nyxs - znowu
- Nie baw się rybami! – usłyszałam krzyk Lorry.
Popatrzyłam na nią niewinnym wzrokiem, po czym wyjęłam rybę z bluzy i wrzuciłam do koszyka. W lnianym przedmiocie, który kupiłam na rynku, mieściło się już z siedem ryb. Ja złowiłam tylko dwie, jakoś nie jestem w tym dobra. Aż dziwie się, jak Lorra wytrzymuję siedzenie na łódce w ciszy, gdyż sama mi powiedziała, że nie lubi siedzieć w jednym miejscu. Zaprzecza sama sobie, ale jakoś nie będę jej pytać o szczegóły.
Ponownie usiadłam obok brunetki i chwyciłam wędkę, a raczej kij z żyłką i haczykiem z robakiem na końcu. Dziewczyna się do mnie przybliżyła z miłym uśmiechem.
- Jak myślisz, na jaką wyspę przyjdzie pora? – spojrzałam na nią zdziwiona. Nie rozumiałam tego pytania. Gdy tylko ujrzała mój wzrok, mówiła dalej. – Przecież słyszałaś o tym wydarzeniu. Jak wyspa została zatopiona. Teraz mówią, że wkrótce przyjdzie czas na kolejną – Lorra zrobiła minę, jakby opowiadała horror. Ja się tylko zaśmiałam.
- Skąd to słyszałaś? To był tylko wypadek. Dobrze wiesz, że to była tylko walka, która zabiła wszystkich, którzy tam byli. – wróciłam wzrokiem na morze, a moja mina zapewne pokazywała, że się rozmarzyłam. I tak w pewnym sensie było.
Pół roku temu mówiła o tym cała wyspa i zapewne nie tylko nasza. Teraz ludzie tylko o tym wspominają, co się działo rok temu. Jeszcze to pamiętam. Gdy tylko weszłam do domu Lorry, jej brat zaczął krzyczeć. Bał się, że to spotka i tą wyspę i że musimy się wszyscy ewakuować. Oczywiście chodziło o zatopienie wyspy Światła. Dotarła do nas wiadomość, która mówiła o tym wydarzeniu. Jeden z mieszkańców uciekł przez śmiercią, która zdołała go znaleźć dwa dni później. Jednak przed śmiercią opowiedział co się stało na wyspie.
Wszystko działo się o północy, gdy księżyc stał się czerwony, jakby ktoś wylał na niego krew. Pojawiła się nieznajoma kobieta, która kogoś szukała. Kilka minut po tym jeden z domów zapłonął, jednak nie zwykłym ogniem. Nie był to czerwony ogień, ale czarny. Czarne płomienie pochłonęły budynek, sekundę później płomienie dostały błękitnej barwy, która się wymieszała z czarną. Do tego doszedł odcień kaszmiru. Pomimo strachu jaki ludzie wtedy przeżywali, ogień był przepiękny. Nieznajoma kobieta stała przez domem w dłoni dzierżąc pistolet. Na plecach miała łuk i kołczan, a w pasie miecze. Wszyscy ją wzięli za wojowniczkę, ale czego by taka kobieta tu szukała? Później w płomieniach ujawniła się kobieta. Wszyscy ją znali z wyglądu, ale nikt jej nie znał naprawdę. Podała się za Blue, chociaż mało ludzi jej uwierzyło. Myśleli, że kłamie, ale nikt nie dowiedział się prawdy. Owa Blue nagle zmieniła swoją formę. Urosły jej rogi, ogon, uszy się zmieniły i ukazały się zęby, jak u wampira. To było córka Szatana. Nikt nie miał wątpliwości. Owe kobiety stoczyły ze sobą walkę, która razem z tym zniszczyła całą wyspę. Nieznajoma umarła w męczarniach, a dziewczyna zatopiła wyspę, aby pozbyć się światków. Wraz z wyspą, ona też umarła, gdyż w ułamku sekundy została przeszyta strzałą. Teraz niezależnie czy by przeżyła, nikt by jej nie rozpoznał. Ani jednej, ani drugiej. Nikt ich nie znał.
- Dobra, wracajmy. – powiedziała Lorra, po czym obydwie złapałyśmy za wiosła i zaczęłyśmy płynąć.
Woda była spokojna, a niebo czyste. Nie mogło być lepiej, gdyż taka pogoda jest wspaniała. Przynajmniej dla mnie. W takie dni najbardziej lubię leżeć na polanie, patrzeć w niebo i rozpłynąć się w marzeniach.
- Wielkie dzięki. Sprzedam je na rynku. – brunetka uśmiechnęła się wdzięcznie dalej machając wiosłem, w jeden bok, potem w drugi. Zaśmiałam się.
- Kiedyś pójdę z tobą się targować. Ale jak na razie nie interesuje się tym – odparłam z uśmiechem. To była nasza jedna z różnic – Lorra świetnie się targowała, sprzedawała na runku, ja czegoś takiego nie potrafiłam. Dziewczyna uważa, ze jestem zbyt miła i chyba ma rację. Łatwiej by było oddać wszystko za darmo, ale z tego nie wyżyjesz raczej.
Przymocowaliśmy łódkę liną do pomostu. Lorra chwyciłam koszyk z rybami, a ja zakopałam sobie nogi w piachu. Skierowałam wzrok na wodę i od razu poczułam jego wołanie.
- Jak wrócisz, krzyknij. Idę popływać, – nie rozbierając się pobiegłam na most, z którego wskoczyłam do wody w ubraniach. Od razu zanurkowałam i dotknęłam dna. Jestem jedną z najlepszych pływaczek na świecie, potrafię wstrzymać oddech na bardzo długo.
Popłynęłam dalej, za każdy razem nurkując pod wodą. Byłam już dosyć daleko od wyspy, ale nie bałam się niczego w takie odległości, której widzę jakiś ląd. Wtedy poczułam silną falę z tyłu. Gdyby nie to, ze byłam pod wodę, możliwe, ze bym wylądowała dosyć daleko. Odwróciłam się. Zdziwiłam się, ale jednocześnie przestraszyłam. Nigdy w życiu niczego takiego nie widziałam. Statek. A raczej targowiec. Tak się mówi na statki, które zajmują się transportem z wyspy na wyspę. Tak. To jak najbardziej był targowiec. Poznałam go, chociaż byłam pod wodą. Jak to zrobiłam? Proste. Był koloru brązowego, ciemnego brązu, którym zawsze się maluje tego typu łodzie. Jednak to nie wszystko. Maszyna zaczęła tonąć i to nie bez powodu. Pierwszym powodem była skała, z którą się zderzyli. Drugim powodem było stworzenie morskie, które u nas się nazywa ręg. Jest to potwór morski w stylu wielkiej ośmiornicy, a nawet krakena. Jednak posiada trzy głowy, jest czarna, jej ciało jest pokryte łuskami niczym u smoków, posiada dziesięć macek. Jednak to nie wszystko. Najgorsza jest jej broń – trucizna, która się znajduje w całym jej ciele. Zabija ona człowieka od razu po dostaniu się do krwiobiegu. Ręg zatruwa innych, dzięki ostrym zakończeniom swoich macek, które mogą się zdać flakowate i miękkie. Byłam przerażona. Te stworzenia są bardzo rzadkie, ale i bardzo agresywne. Dotychczas się nie bałam pływać, bo nie wierzyłam, że kiedyś takie coś mnie zaatakuję. Ale teraz widzę na własne oczy, ja zabija ludzi.
Powietrze w płucach się skończyło, więc wypłynęłam na powierzchnię, biorąc duży wdech. Widok na powierzchni był jeszcze bardziej przerażający. Ujrzałam jego trzy głowy, a jego macki powoli zabijały ludzi. Niektórzy skakali do wody, jednak wraz z tym od razu utracili swoje życie. Na statku niektórzy próbowali się ratować, próbując zabić morskie stworzenie. Jednak taki czyn jest prawie że niemożliwy.
- Nyxs! – usłyszałam krzyk i się gwałtownie odwróciłam o sto osiemdziesiąt stopni, jakbym poczułam dotyk, należący do zjawy. Ale to nie o to chodziło. To Lorra płynęła na łodzi, w moją stronę. W ciągu kilku sekund znalazłam się na łodzi, a gdy obydwie się odwróciliśmy, prawie że krzyknęłyśmy ze strachu.
Moje ciało zdrętwiało, strach je sparaliżował. Nie chodziło tu o statek, który szedł na dno i z którego z wody wystawał jeszcze kadłub. Chodziło o ręga.
- To nie możliwe... Co się stało?! – krzyknęłam.
W ciągu tych kilku sekund, gdy Lorra wciągała mnie do łodzi, a nasze oczy nie wiedziały tej walki o życie, potwór przegrał. Każdy wie, że krew ręga nie jest czerwona, a niebieska. Ciemno niebieska. Taki właśnie kolor przybrała woda w jego okolicy. Potwór krwawił. Nie miał już jednej z głów, jak i kilku macek. Jego całe ciało było pocięte, jakby ktoś przejechał po jego łuskach nożem. Ale to nie jest możliwe. Zwykły śmiertelnik nie przebije jego łusek. To jest fizycznie nie możliwe. Skład łusek wykazuje na to, że można je porównać do stali, są może i nawet mocniejsze, dlatego zabicie ich jest wręcz niewykonalne. Niewykonalne tak samo jak to, że teraz widzimy jak to stworzenie umiera. Jego ryczenie jest tak potężne, że moje uszy zaraz by wybuchły. Jestem pewna, że nie tylko my to słyszymy, a może i nie tylko my to widzimy, nie licząc tego żywego osobnika, która poćwiartował morską istotę.
Ręg wyzionął ducha i ponownie skrył się w wodzie, jednak jako martwy. Zostały tylko jego ciało, które teraz zapewne spoczywa gdzieś na dnie oceanu. Statek także zniknął w wodzie, nawet jego kadłub, który dzielnie się trzymał na powierzchni. Nic nie zostało z tej walki, nie licząc oczywiście rozwalonej morskiej skały, która także była bliska zatonięciu. Nawet na powierzchni wody nie znalazły się szczątku targowca. Zamiast tego, woda zmieniła barwę na ciemniejszą, przez krew ręga, która w chwili obecnej rozpływała się w wodzie w najbliższym kilometrze.
Znajdowałyśmy się na łodzi – ja siedziałam, a ona stała obok mnie – w ciszy. Żadna z nas się nie odezwała. Taki widok jest rzadko spotykany, prawie że raz na kilka lat i nie dla wszystkich jest wskazane ujrzeć ten widok. Gdybym miała taką możliwość, zamieniłabym się z kimś miejscami. Byłam przerażona i chciałabym o tym zapomnieć, a jednak nie mogę.
- Nyxs... Nyxs! – dziewczyna zaczęła mną potrząsać, a ja z trudem oderwałam wzrok od miejsca walki. – Ocknij się. Wracamy. – powiedziała szybko, po czym usiadła obok mnie i chwyciła wiosło. Pomachałam głową i spojrzałam na dziewczynę, która po chwili walnęła mnie z liścia. Bolało trochę, ale jednak podziękowałam, gdyż teraz się całkowicie ocknęłam.
Chwyciłam wiosło, jednak poczułam coś dziwnego. Jakby nie wszystko było zakończone. Może inaczej. Mieliście kiedyś uczucie, że czegoś zapomnieliście? Tak właśnie teraz ja się czułam. Odwróciłam głowę, a wtedy na wodzie pojawiły się bąbelki, które równie szybko jak się pojawiły, tak szybko pękły.
- Lorrainne. Czekaj – skręcając głowę, złapałam dziewczyną za ramię, a ona się wzdrygnęła.
Nie odpowiedziała.
Kilka sekund patrzyłam na powierzchnię wody, aż bąbelki pojawiły się ponownie. Bez namysłu wskoczyłam do granatowej wody, która zapewne zafarbuje mi ubrania na niebiesko. Przepłynęłam tylko z dwa lub trzy metry. Obróciłam się wokół własnej osi, wypatrując czegoś... sama nie wiem. Czegoś niezwykłego? Albo dziwnego? A może przerażającego? Niestety trafiłam na coś, co można opisać tymi trzeba słowami. Niedaleko mnie, gdzie woda była o dziwo czysta i wręcz spokojna, znajdowało się tam z poszarpanymi ubraniami, z ranami ciętymi i otwartymi oczami, nie przytomne – może i nawet martwe – ciało człowieka.

Otworzyłam oczy. Dyszałam. Nie wiedziałam co się działo. Nade mną rozciągało się piękne niebieskie niebo, z kilkoma białymi puszystymi chmurami, które płynęły wraz z wiatrem, który przeszywał moje ciało zimnym powietrzem. Dopiero po kilku sekundach się uspokoiłam i się rozejrzałam. Znajdowałam się na polanie, pod drzewem, gdzie ucięłam sobie drzemkę. Musiałam dosyć krótko spać, bo słońce praktycznie nie zmieniło swego położenia. Podniosłam się na łokciach. Nadal byłam trochę senna. „Ja to mam przedziwne sny” przeszło mi przez myśl, po czym ponownie oparłam głowę na miękkiej trawie i zamknęłam oczy…
I mój sen został kontynuowany. Jednak tym razem nie jestem Nyxs, ale tą drugą dziewczyną – Lorrainne.

Zniknęła pod granatową wodą. Wiem, że Nyxs jest uzdolniona i potrafi długo wytrzymać pod wodą, ale jednak mogłaby by szybciej wypłynąć. Boje się o nią, a jeśli coś się jej stanie, a ja nie będę mogła nic zrobić, nie wybaczę sobie tego. Siedziałam na łodzi czekając i nie mogąc nic w tej chwili zrobić. Teraz zapewne zrobi się głośno. Jestem pewna na sto procent, że nie tylko my byliśmy świadkami tego.
W końcu usłyszałam plusk wody, a przede mną pojawiła się blondyna, ale nie sama. Miała na plecach jakąś dziewczynę, na oko w moim wieku, jednak niższą ode mnie i od Nyxs. Jej ubranie było całe porwane, a ona sama miała wiele ran, z których jeszcze sączyła się ciecz.
- Kto to jest? – zapytałam zmieszana, gdy Nyxs wciągnęła ją na pokład.
Kobieta wyraźnie oddychała, była po prostu nie przytomna.
- Nie wiem, ale chyba jej tu nie zostawimy – i na tym rozmowa się skończyła.
Machałam wiosłami w jeden bok, potem drugi bok, aż łódka dotknęła pomostu. W tym czasie Nyxs zatamowała poważniejsze rany. Przywiązałam łódkę, po czym wzięłam nieznajomą na plecy. Nie była ciężka czy lekka. Może jest mała, ale jak na nią jest nieźle umięśniona. Do tego brzydka nie jest, ale jej nie znam. Pierwszy raz widzę tą postać. Oby ktoś na wyspie ją kojarzył. To nam ułatwi zapewne rozmowę z nią, chyba.
Zabrałyśmy ją do mojego domu i położyłyśmy na łóżko, gdyż mieszkanie Nyxs było dalej. Cody gdy tylko ujrzał nieznajomą, od razu zaczął zadawać wiele pytań, chociaż ma on dopiero dziesięć lat.
- Kto to jest? – blondyna podała mi apteczkę, z której wyjęłam oczyszczoną wodę, do której zostały dodane pewne rośliny, oraz cienki materiał, który był złożony. – Żyję? – wraz z przyjaciółką zaczęłyśmy jej oczyszczać rany, a następnie owijałyśmy je bandażem. Zapewne i tak straciła dużo krwi, więc szybko to ona nie wstanie. Zdjęłyśmy jej wszystkie ubrania, więc wygoniłyśmy z pokoju mojego braciszka, ignorując jego pytania. Znowu miał tą samą naburmuszoną minę, jakbym mu czegoś zakazała. Wróciłyśmy do dziewczyny. Umyłyśmy ją, po czym ubraliśmy w moje ubrania, które były na mnie już za małe, a na niej leżały idealnie. Przykryłyśmy ją, aby jej ciało się ogrzało.
Nieznajoma nie obudziła się przez dłuższy czas. W tym czasie ja ugotowałam coś do jedzenia, a Nyxs usiadła z nosem wetkniętym w książkę. Gdy kolacja byłą gotowa, na stole ukazał się pieczone mięso łani, z polewą, ziemniakami i sałatką. Pomimo to, że przyjaciółka nigdy w życiu by nie skrzywdziła niczego, to jednak nie pogardzi mięsem. Blondynka położyła książkę na stoliku. Zauważyłam, że czytała jakaś nową, pod tytułem „Siedem Luster”. Nie zwróciłam na to większej uwagi i razem usiadłyśmy do stołu. Zawołałam Milo, który bawił się z kolegami na podwórku, po czym cała nasza trójka zaczęła jeść.
Niestety kobieta się nie obudziła. Robiło się coraz bardziej ciemniej, dlatego poszłyśmy na rynek w dwóch celach – sprzedać trochę ryb oraz wyciągnąć z ludzi coś na temat tej walki na morzu. Nyxs poszła w jedną stronę, w celu dowiedzenia się czegoś, a ja wpierw poszłam do staruszki, której zawsze sprzedaje ryby.
- Proszę. Siedem ryb. – podałam jej ryby, które wyjęłam z koszyka.
- Dziękuje dziecko. – zrobiłam ukłon jak zawsze i podała mi jedną wiewiórkę, bochenek chleba i trochę pieniędzy.
- Słyszała może pani ryk ręga dzisiaj? – zapytałam chowając monety do kieszeni, a wiewiórkę i chleb do torby.
- Słyszałam, ale nie wiem skąd. – odparła z uśmiechem, po czym zamknęła drzwi. Staruszka na którą mówią Pani Rue, nigdy nie była zbyt rozmowna i najczęściej w połowie rozmowy zamykała drzwi, aby uniknąć jej.
Odeszłam od drzwi i poszłam w przeciwnym kierunku, którym poszła Nyxs. Wcześniej się zgadałyśmy, że spotkamy się jutro u mnie w domu.
Pierwszym przechodniem była jakaś mała dziewczynka, która niczego nawet nie słyszała, gdyż spała. Następnie skręciłam do domu Saveryn’a, który widział przez lunetę całe zdarzenie i tak szczerze, nie wie o co chodziło. Inni albo widzieli ruszające się postacie, albo słyszeli ryk, albo całkowicie nie wiedzą o co chodzi. Nie było nawet sensu pytać ich o nieznajomą, gdyż odpowiedzieć zapewne będzie przecząca. Popytałam się ponad połowy wyspy i niczego się nie dowiedziałam. Tylko jeden ze starców, którego nazywany po prostu staruszkiem, zaczął mi opowiadać o swojej wyprawie na targowcu, gdzie widział w oddali walkę ręgów. Nie urzekła mnie zbytnio ta historia, ale jednak wysłuchałam jej do końca.
Po nieudanych przesłuchaniu ludzi wróciłam do siebie. Milo położył się w łóżku, a gdy przekroczyłam próg tego pokoju, automatycznie otworzył oczy.
- Co to jest za dziewczyna? I czemu leży nieprzytomna? – nie obeszło się bez pytań.
- Później ci wytłumaczę. – zignorowałam jego pytania, czego szczerze nie lubi.
Weszłam do swojego pokoju, gdzie na łóżku – w rzeczywistości była deska pokryta sianem i kocem, poduszką wypchaną piórami i kolejnym kocem do przykrycia – leżała ta nieprzytomna. Nadal miała zamknięte oczy i nawet się nie poruszyła, nie zmieniła pozycji. No cóż. Będę musiała czekać do jutra. Przed zaśnięciem sprawdziłam stan rannej, po czym sama się położyłam na ziemi, przykrywając kocem, który znalazłam w szafie.
Obudziły mnie jak zawsze promienie słońca, gdyż moje okno znajduje się w kierunku wschodu. Centralnie tak, gdzie wstaje słońce. Rozciągnęłam się i wtedy usłyszałam jęk. Z ręką założoną na szyi z tyłu, obróciłam się w kierunku leżącej. Głowę miała odwróconą do mnie, oraz otwarte oczy, które były dziwnego koloru – otóż nie były niebieskie czy zielone, a nawet kocie, tylko srebrne, szare, jakby bezbarwne, co mnie mocno zdziwiło. Pomimo tego uśmiechnęłam się ciepło to dziewczyny, która nie wiedziała gdzie jest, co się stało i kim jestem – przynajmniej to wyrażała jej mina.
- Cześć. Jestem Lorrainne, a ty? – zagadnęłam.
Jednak dziewczyna nie odpowiedziała, tylko oparła się na łokciach i wstała. O dziwo nie jęknęła już. Nie jestem pewna nawet czy wtedy to zrobiło z bólu, czy przez słońce, które poraziło ją w oczy. Zdjęła z siebie koc i spojrzała na wszystkie bandaże na swym ciele. Dokładnie obejrzała całe ciało. Milczałyśmy. Ona byłą wyraźnie zajęta sobą, albo przynajmniej myśleniem co teraz odpowiedzieć. Może swoje imię? A z resztą. Jej brązowe włosy oparły jej na twarz, więc je zgarnęła i postawiła stopy na podłodze. Rzeczywiście była niziutka, co było na swój sposób słodkie.
- Gdzie jestem? – to było jej pierwsze pytanie.

Pierwsze i ostatnie pytanie w tych cholernie dziwnym śnie. Znowu otworzyłam oczy. Tym razem może i sen był o wiele krótszy, to jednak o wiele dłużej spałam – słońce już zaszło, a ziemię spowił półmrok. Na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy, nawet księżyc już znalazł swoje miejsce na nocnym niebie. Chmury widziałam jak przez mgłę. Nadal znajdowałam się przy tym samym drzewie, tym razem była jednak jakaś spokojniejsza. Jednak nadal nie widziałam sensu w moich snach – zawsze toczą się jak prawdziwe życie, zawsze jestem jakąś dziewczyną, której nigdy w życiu nie widziałam, zawsze jestem kimś innym, zawsze jestem w innym miejscu, zawsze jest to opowieść o czymś innym.
Podniosłam się na łokciach do pozycji siedzącej, po czym podniosłam dłonie. Chciałam sobie przetrzeć oczy, jednak w lewej ręce poczułam coś dziwnego. Twardego, dosyć ostrego i zimnego. Spojrzałam na rękę, a tam znajdowała się mała figurka ręga.
- Co jest? – zdziwiłam się i uważnie przyjrzałam się tej rzeczy. Jakim cudem to pojawiło się w mojej dłoni? Na początku kryształek, a teraz ta figurka. Nie wiedziałam co mam myśleć. Ktoś robił sobie ze mnie żarty? Ale jakim cudem? Może jakaś karta potrafi wpływać na sny, włada nimi i wie co mi się śniło? Albo to tej karty sprawka? Może chce mi namieszać w głowie? Wątpię. Czuje tylko, że to jest chyba początek pięknej przygody, która może wkrótce się zacznie. A więc… Dobranoc…

KONIEC

Od Blayvy - C.D Finnick'a

Sama nie wiem co mam teraz myśleć. „Pierwsze i ostatnie spotkanie… rozpoczęło się poślizgiem na lodzie, a zakończyło na tym durnym pytaniu, kto cię skrzywdził”. Czy to ma jakikolwiek sens? W tej chwili chciałam z jednej strony wyjść, a z drugiej strony było mi szkoda chłopaka – widać było, ze żałował tego pytania. Teraz tylko namieszał mi w głowie. Nie chciałam sobie tego przypominać, nie chciałam słyszeć słowa „krzywda”, a tym bardziej „gwałt”. Te dwa słowa od razu przywoływało tamto wspomnienie, które nie trwało dwa, czy trzy dni, ale lata. Chłopak sobie nagrabił u mnie tą ciekawością, może go teraz nienawidziłam? Bardzo możliwe. Unikam wszelkich ludzi, a tym bardziej płci przeciwnej, a gdzie ja teraz jestem? W domu chłopaka, którego spotkałam kilka minut temu. Na samym początku zdobył u mnie plusa, ale teraz to miałam ochotę go rozszarpać, albo przynajmniej wyjść, pogrążyć się w cieniu i nigdy więcej go nie ujrzeć.
Chłopak nie zmieniał pozycji, a ja stałam kilka kroków z dala od niego. Co teraz zrobić? Wyjść bez odpowiedzi, skierować się do siebie i schować pod kołdrę? A może wyjść i popełnić samobójstwo? No dobra. To jest śmieszne. Nie zrobię tego, nie teraz, gdy przeszłam niepełną reinkarnację i zostałam kartą. Nie teraz, kiedy mam moc. Nie teraz, kiedy mam nowe możliwości. A może podejść do niego i go uderzyć z całej siły, abym mogła zobaczyć jego krew? Może i tak. A może jednak przyjąć przeprosiny… i co dalej? Udawać, ze się nic nie stało? A może mu odpowiedzieć na pytanie, które mnie uraziło? A może zmienić temat? Zaproponować coś?
Nie wiem jak długo myślałam nad tym, co teraz powinnam zrobić, jednak wiem, ze chłopak nie zmieniał swojej pozycji przez ten czas. „Jest bardzo cierpliwy” przeszło mi przez myśl. Chyba naprawdę nie chciał sprawić mi przykrości, bólu, przywołać złych wspomnień i może naprawdę teraz żałuje tego pytania? W sumie skąd mógł wiedzieć, że trafi w czuły punkt? Nie wiedział raczej. Nie mógł wiedzieć, bo niby jak? Nikt nie mógł wiedzieć, z nikim nie rozmawiać, z nikim nie przebywam, z nikim nie spędzam czasu. Ale może czas to zmienić? Chodź odrobinę? Może znaleźć tą osobę, na której będę mogła polegać, której będę mogła się wygadać, do której będę mogła się uśmiechnąć czy nawet zaśmiać, przy której będę się czuła bezpieczna, której… zaufam… Tak. Może znaleźć sobie przyjaciela? Takiemu, któremu zaufam? Jednak po co? Radzę sobie całkiem nieźle w samotności, jestem samowystarczalna. A jeśli zaryzykuje i znajdę takiego kogoś, a ten ktoś mnie zdradzi, co ja zrobię? Może to doprowadzić do mojej nikłej zguby, śmierci, bolesnych tortur, a co gorsza do kolejnych bolesnych gwałtów… Właśnie, co wtedy zrobię? Do tego zacznę siebie obwiniać, że to moja wina, że to ja jestem głównym powodem mojej śmierci. Po co ufać komuś? No właśnie. To dobre pytanie. Jednak… może zaryzykować?
Jednak wracając do tematu…
- Finnick… - zaczęłam spokojnie, jednak trochę niepewnie. Czy dobrą drogę wybrałam? Czy nie będę tego żałować? Cóż… z czasem się dowiem, czy to błąd poznać chłopaka. – Mówiłeś, że lubisz nocne spacery – skierowałam oczy w stronę okna. Głowa chłopaka się podniosła, a jego oczy patrzyły na mnie. Nadal byłam nie pewna. Może jednak zawrócę i poszukam innej drogi? – Może wyjdziemy na spacer? Słońce już zachodzi – nie. Teraz nie mogę się cofnąć, przed tą decyzją. Nie ma mowy. Zaryzykowałam i najwyżej to będzie mój życiowy błąd.
Za oknem rozciągał się piękny krajobraz. Na tle miasta znikało pomarańczowe słońce, które farbowało niebo na pomarańczowo, różowo, granatowo, czerwono… pięknie to wyglądało, jednak nie mogłam się doczekać, kiedy to wszystko zniknie, a ziemię ogarnie mrok, gdzie drogę może wskazać tylko księżyc, oraz gwiazdy znajdujące się wokół niego na nocnym niebie. To piękny widok, uwielbiam takie spacery. Jeszcze gdy wieje chłodny wiatr i możesz poczuć ten świeży zapach niosący się aż z lasu. Tak, z lasu. Wiatr niesie ze sobą przeróżne zapachy, a ja najczęściej czuje ten świeży las.
Spojrzałam na chłopaka, który widocznie był zdziwiony moim pytaniem. No cóż… Tak bywa. Patrzyłam w jego oczy, a on w moje. Dalej czekałam na jego odpowiedź.


<Finnick?>

sobota, 6 lutego 2016

Od Junzo - C.D Hikari

Nagle zacząłem słyszeć cichutkie odgłosy. Powoli otworzyłem oczy. Obudziłem się. Zacząłem kasłać czując wodę w płucach. Po chwili w końcu mogłem odetchnąć. Rozejrzałem się szybko wokół. Zatrzymałem wzrok na jakiejś dziewczynie. Patrzyła się na mnie z przechyloną głową na bok.
- Wstałeś już - stwierdziła.
Popatrzyłem się na nią z zaciekawieniem. Miała długie platynowe włosy i niebieskie oczy. Po chwili odwróciłem wzrok w stronę ogniska. Wpatrywałem się z zainteresowaniem w płomienie. Takie dzikie. Nieujarzmione. Co chwila jeden unosił się wyżej, a drugi opadał nieznacznie. Wyglądało to trochę tak jakby się ścigały, który da radę być wyższy. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Zacząłem zastanawiać się nad tym jak to by było być takim płomieniem. Przymknąłem oczy. Dopiero po chwili ocknąłem się i przypomniałem sobie o tym, że dziewczyna nadal tu była.
- Em... Dziękuję... Za uratowanie mi życia... - mruknąłem cicho pocierając ręką kark.
Dziewczyna kiwnęła tylko głową. Ponownie zapadła cisza między nami. Była ona dość niezręczna. Wędrowałem wzrokiem po całym otoczeniu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zacząłem bawić się swoimi palcami. Spuściłem głowę w dół zaciekle wpatrując się w moje dłonie. Po chwili zacząłem nucić jakąś piosenkę i cicho ją podśpiewywać. Kątem oka zauważyłem jak dziewczyna wpatrywała się we mnie.

<Hikari?>

Od Finnick'a - C.D Blayvy

Widziałem już jedynie plecy dziewczyny. Nie to miałem na myśli, takiej reakcji raczej się nie spodziewałem. Była jeszcze delikatniejsza, niż mi się wydaje? Rozluźniłem uścisk i podszedłem nieco bliżej. Nie wiedziałem co teraz należy zrobić, chyba przeprosić? Poczułem się zbyt pewnie przez co zniszczyłem panującą atmosferę. Chciałem dobrze, wyszło źle.
- Proszę, odwróć się. - Dziewczyna niezbyt chętnie to zrobiła, cofnęła się jeszcze o krok, może dwa. Wzrok wbiła w podłogę. - Spójrz na mnie - powiedziałem. Nie ruszyła się, była nieruchoma. Dłonią nieco podniosłem podbródek Blayvy, która momentalnie mnie od siebie odepchnęła. Z obojętnym wyrazem twarzy patrzyłem na nią. Co jakiś czas otwierałem usta by coś powiedzieć, jednakże nie wydałem żadnego dźwięku. Czy oby na pewno mogę teraz się do niej jakoś odezwać? Widząc jak znajoma karta powoli obraca się w stronę wyjścia, powiedziałem by zaczekała jeszcze chwilę. - Chciałem przeprosić. Nie byłem świadom, że aż tak bardzo to przeżywasz. Nie wiem co to takiego było, więc nie mogę powiedzieć, że jakoś znam twój "ból". - Z jednej strony było mi przykro, ponieważ to ja doprowadziłem do aktualnej sytuacji. Natomiast z drugiej, czułem, że czarnowłosa nie jest jeszcze zbyt dojrzała i trudno jej wyzbyć się koszmarnych wspomnień. Nie mogę jednak tak jej oceniać, nie znam jej na tyle dobrze by to stwierdzić. Może takie akcje powtarzały się częściej i to jest powód przez, który nie potrafi się tego wyzbyć?
- I co w związku z tym? - zapytała pozbawiona jakichkolwiek emocji. Widać było, że już się uspokoiła. Można było również dostrzec, że chce stąd jak najszybciej wyjść by nie musiała już na mnie patrzeć. Nie odzywając się chwili dłużej, upadłem na kolana. Powoli zacząłem się zniżać, aż do końcowej fazy pozycji, która funkcjonuje pod nazwą "dogeza". Ułożyłem uszy przylegle do swojej głowy, po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk jak dotąd jeszcze niesłyszanych dzwoneczków.
- Zawiniłem wypytując o wyrządzoną krzywkę w przyszłości. Chcę prosić, błagać o wybaczenie. - Zacisnąłem mocniej zęby, nie było mi to na rękę, że musiałem się zniżać, aż do takiego poziomu. Tyle dobrego, że byłem do tego przyzwyczajony. Z resztą myślę, że dziewczyna zrozumie... - Czuję się jakbym ci ubliżył przez to możesz zrobić ze mną tylko co zechcesz, jedna prośba, która może być formą zadośćuczynienia bądź kary za moją lekkomyślność. Pewnie jeśli zdecydujesz się wyjść, najprawdopodobniej to będzie nasze pierwsze i ostatnie spotkanie...
Nie chcę tego, nie istnieje zbyt wiele istot, które spędzałyby ze mną trochę czasu. Sama obecność wystarczy, nikt nic nie musi mówić, jedynie co mógłby zrobić - usiąść i chwilę ze mną pobyć. Czy to takie trudne? Dokładnie słyszałem spokojny oddech złotookiej. Oczekiwanie nie należy do tych przyjemniejszych rzeczy. Nie mogłem jednak jej pośpieszyć z decyzją. Niewygodnie - teraz myślałem między innymi o tym. Zawsze czułem się niekomfortowo kiedy na coś czekałem z niecierpliwością. Jedne jest pewne, nie chciałbym być na jej miejscu. Co ona teraz myśli? Nienawidzi mnie? Nie zdziwiłbym się.


 < Blayvy? >

piątek, 5 lutego 2016

Od Junko

Góry, które zawsze kojarzyły jej się z azylem, domem, który stał tu przez wieki. Pamiętała je sprzed setek lat, lecz nie potrafiła sobie przypomnieć kto ją tu zostawił, jak się tu dostała i dlaczego. Bardzo chciałaby to wiedzieć, a takie informacje mogłyby dla niej dużo znaczyć. Nie umiała nawet odpowiedzieć sobie na pytania o swej rasie. Czym są karty? Jak działają? Dlaczego tak bardzo różnią się od zwykłych ludzi? Po co powstają? Wszystkiego nauczyła się sama lub od innych "krewnych" ulepionych z tej samej magicznej materii.
Trudno było jednak samotnikowi nawiązać kontakt z innymi istotami. Junko była stworzeniem nie przystosowanym do życia w społeczeństwie. Jako dziecko obserwowała ze szczytów wieloletni rozwój miast, jak dzika równina zamieniała się w oświetloną, głośną, ludzką osadę. Pomimo, że ten proces wzbudzał w niej ekscytację, w pewien sposób też ją odpychał.
Nie miała pojęcia ile lat może liczyć i ile jeszcze dane jest jej pożyć. A może będzie żyła wiecznie? Całymi dniami rozmyślała nad sensem swego istnienia i nie mogła dojść do wniosku, po co właściwie żyje. Nawet jej własne ciało było dla niej wieczną zagadką.
Jako małe dziecko zauważyła u siebie predyspozycje do tkania światła i wydawało jej się to normalne. Z czasem odkrywała kolejne tajemnice swych mocy, które skrupulatnie rozwijała w lasach na zboczach gór. W kolejnych latach zamieniała się w muflona, lecz nigdy nie była zadowolona ze swego zwierzęcego wyglądu. Nie widziała plusów w byciu przerośniętą kozą z grubymi rogami.
Będąc dziewczynką zechciała odwiedzić rosnącą aglomerację. Dopiero wtedy poznała ludzi, jednak z początku nie polubiła ich, chociaż oni w pełni zaakceptowali jej specyficzny wygląd i zachowanie. Rzadko zapuszczała się na ich tereny, dopóki do miasta nie zaczęły napływać kolejne karty. Pierwszą, jaką poznała była karta Mówiącej Gwiazdy, nazywanej także jako Miho. Młoda kobieta nie potrafiła wytłumaczyć Junko jak powstają inne istoty o takich magicznych zdolnościach, lecz znała odpowiedzi na wiele pytań. Nauczyła dziewczynkę kontroli i odnosiła się do większości zadawanych pytań. Miho nauczyła Tkaczkę wszystkiego, co sama wiedziała o kartach oraz objaśniła czym są bóstwa i jaki mają na nich wpływ. Zaprzyjaźniły się, a Junko traktowała Gwiazdę jako starszą, doświadczoną przyjaciółkę i mentorkę. Dopiero, gdy towarzyszka znalazła swego nowego Boga, opuściła ją. Dziewczyna zniechęciła się w ten sposób do bóstw i pragnęła, aby żadnego nigdy nie spotkać. Ukrywała się z daleka od ludzkich i karcianych oczu, zaszywając się wśród pagórków w postaci muflona.
Świat wciąż się jednak rozwijał, pomimo, że Tkaczka starzała się bardzo powoli. Człowiek zaczął wkraczać na jej górzysty teren i coraz bardziej zagłębiał się w leśne obszary. W końcu młoda karta musiała zaakceptować rozwój i zaczęła przychylniej traktować ludzi, jak i miasto. Wieczorami wędrowała oświetlonymi uliczkami, zaglądała do restauracji i sklepów. Otwierała się także na inne istoty i pozyskiwała nowe znajomości. Nikt jednak nie okazał się równie dobry jak dawna Miho i Junko z nikim nie złapała podobnego kontaktu. Jedyne co jej nie przeszło to niechęć do bogów i za każdym razem gdy wychodziła poza swoje terytorium modliła się, aby żadnego nie spotkać. Nigdy nie pragnęła być niczyją bronią, ani nie być pod kogoś opieką. Świetnie radziła sobie sama, a o swoim ciele i jego zastosowaniu wolała decydować sama. I choć Gwiazda często opowiadała jej, że relacja między kartą, a jej bóstwem jest niezwykła, Tkaczka nie zmieniła zdania nawet na chwilę. Pragnęła tylko żyć po swojemu i nie być uzależnioną od stworzenia z niebios.
Szła właśnie w niezwykle gwieździsty wieczór zgrabnie wymijając przechodniów. Choć godzina była już późna, Junko śpieszyła się, aby jeszcze załapać się do sklepu z farbami i kupić parę brakujących sztuk. Zaplanowała sobie na dziś noc malowania pięknego nieba, lecz zupełnie zapomniała, aby dokupić kończące się kolory.
Dosłownie w ostatniej chwili wbiegła lekko zdyszana do budynku z artykułami plastycznymi i pośpiesznie przeszukiwała regały w poszukiwaniu owych farbek. Na półkach było dosłownie wszystko: bloki kolorowe, pędzelki, ołówki, gumki, kredki, a w rogach stały nawet sztalugi. Wodziła wzrokiem przez szereg akcesoriów namiętnie szukając czarnego i granatowego. Dopiero po chwili podeszła do niej sprzedawczyni i spytała, czego poszukuje. Ekspedientka od razu sięgnęła w głąb najwyższego regału i wyciągnęła pudełko farb oznajmiając, iż są to kolory ciepłe. Następne opakowanie okazało się tym, czego Junko pragnęła. Szybko je kupiła, zapłaciła i wyszła ze sklepu uruchamiając małe dzwoneczki widzące nad drzwiami.
Zapowiadała się kolejna udana noc - kartka papieru, strumień światła i nagie niebo nad głową.
Wszystko jednak zmieniło się w mgnieniu oka, gdy w drodze powrotnej do domu wpadła na nią pewna istota.

Ktoś?