Gdy tylko usłyszałam jego pytanie, prawie że zakrztusiłam się kawałkiem
ciasta, który właśnie przeżuwałam, jednak jedyne co zrobiłam, to nie
kaszlnięcie, ale wytrzeszczenie oczu ze dziwienia.
Od razu przed oczami miałam ten sam widok, co prawie każdego dnia –
kilku mężczyzn z opuszczonymi spodniami, śmiejących się, z zakrwawionymi
nożami w dłoni. Po środku naga kobieta we łzach, związana, nie
potrafiąca się w jakikolwiek sposób poruszyć, aby uciec czy zadać jakiś
cios, by się obronić. We własnej krwi, która spływała jej po całym
ciele, krew, która nie była tylko z tego miejsca, ale z ran ciętych,
które zostały zrobione nożami przez tych, którzy teraz ją osaczają.
Automatycznie wstałam i spojrzałam na chłopaka. Starałam zachować
powagę, jednak ten widok sprawił u mnie spore dreszcze i ciarki na całym
ciele, oraz ten sam ból, nie fizyczny, tylko psychiczny, to poczucie
bycia dzi*ką, szmatą, su*ą, którą by można dy*ać ile wlezie, bez
opamiętania się.
- Dzięki za ugoszczenie, jednak wolałabym już wrócić do siebie – powiedziałam, po czym skierowałam się do wyjścia.
W tej chwili zniszczył wszystko, co o nim myślałam – skąd mu wogle mogło
przyjść coś takiego do głowy? Jakim cudem? Szkoda, że miał rację.
Zostałam skrzywdzona, a wspomnienia przez tego białowłosego powróciły z
ogromnym bólem. Obiecałam sobie, ze nigdy w życiu tego sobie nie będę
wspominać, że to zostanie za mną, jednak nie potrafiłam się tego pozbyć.
Niestety.
Gdy kierowałam się do drzwi, byłam bliska płaczu. Potrafię wszystko
znieść, ale nie takie coś. Coś, co trwało dokładnie tak samo, może
każdego dnia z większym, albo mniejszym bólem, jednak przez kilka lat to
się działo. I wtedy poczułam jak coś, a raczej ktoś łapie mnie za
ramię. Jednak się nie odwróciłam. Nie miałam zamiaru pokazywać, że
płaczę. Otarłam oczy i nie pozwoliłam już żadnej łzie pojawić się w
którymkolwiek oku.
<Finnick?>