wtorek, 9 lutego 2016

Od Anubisa - C.D Hikari

Spojrzałam na kartę badawczym wzrokiem, czemu emanowała od niej taka niechęć do tego boga? Trochę się skrzywiłam biorąc do ręki tego klapka, że co? Miałam nim niby rzucić? Nie jestem aż tak nierozsądna w porównaniu do tej karty. Ona sobie chyba naprawdę nie zdaję sprawy z konsekwencji takiego czynu. Prychnęłam i istotnie rzuciłam klapkiem, który nie trafił w same bóstwo lecz u jego stóp. Oparłam się na lasce kątem oka przypatrując się karcie, ciekawa była. W dodatku wiedziała kim jestem, trochę pocieszające. Jej wzrok jednak był nieprzyjazny również i dla mnie. Bogofobia czy jak? Małe to takie ale jakie wyszczekane, to samo można powiedzieć o tym blondynie.
- Jesteś jeszcze małym szczylem, co Ty niby możesz wiedzieć – słowa te skierowałam do boga – Bywaj. A Tobie – tym razem spojrzałam na kartę – Życzę szczęścia.
Skinęłam głową co miało niby znaczyć ‘’pokłon’’ ale chyba tego tak nie odebrano, uśmiechnęłam się pod nosem i tak jak szybko zjawiłam się na tym terenie, tak szybko go opuściłam. Po prostu jakoś zrobiło się tam nieswojo a ja nie zamierzałam za chwilę wszcząć jakiejś bitwy na nieznanym mi terenie. Biegnąć jak jakiś szaleniec, przeskakiwałam z dachu na dach, po chwili oddalając się już od domów i zmierzając w kierunku lasu. Noce zazwyczaj lubiłam spędzać w mniej odosobnionych miejscach, ale dzisiaj już się wystarczająco nagadałam. Poza tym nadal nie jestem pewna, czy pokazywanie się tutaj bóstwom jest rozsądne. Dzisiaj mnie ignorują, a jutro obudzę się z włócznią w brzuchu. Zatrzymałam się ocierając swoje lekko ociekające potem czoło, nadal nie odzyskałam pełni sił… Uklękłam obok małego jeziorka zanurzając w nim do połowy dłoń. Spojrzałam w swoje zdziczałe oczy odbijające się na pomarszczonej tafli wody. Warknęłam uderzając dłonią w taflę, woda trysnęła na wszystkie strony, w tym na moją twarz. Przez chwilę wpatrywałam się jeszcze wściekle w małe kamyki jakby wymordowały mi całą rodzinę kart, a przecież nic nie zrobiły. W końcu westchnęłam i wspięłam się na jakieś wysokie drzewo, żeby usadowić się na sporej, zdolnej mnie pomieścić gałęzi. Gdyby nie ten przebrzydły, boski odór, mogłabym udawać kartę… wcale się tak od nich nie różnię. Zacisnęłam łapy na lasce, przymykając oczy. Właściwie to bogowie nie potrzebowali aż tyle snu… ale myślę, że po prostu chciałam zabić nudę. Teraz kiedy dotarłam do kraju do którego zmierzałam… sama nie wiem po co. Okazało się, że nie mam tu nic do roboty. A wracać nie zamierzam. Otworzyłam jeszcze raz oczy, starając się spojrzeć na gwiazdy, które częściowo były przysłonięte koronami drzew. Kiedy zdawało się już, że nudniej być nie może, usłyszałam cichy szelest kilkanaście metrów ode mnie. Pociągnęłam nosem, to na pewno nie jest istota przynależąca do ‘’Tego’’ świata. Zeskoczyłam z gałęzi i wylądowałam dosłownie dwa metry przed tym kimś. Przeistoczyłam laskę w ogromną włócznie i zamachnęłam się nią, uderzając drzewcem w ową postać. Usłyszałam tylko ciche stęknięcie oraz odgłos upadającego ciała. Uklękłam nad nieznaną mi postacią na wszelki wypadek grot włóczni przyciskając do pleców mojej ‘’ofiary’’.
- Kim jesteś? – spytałam chłodno.


(Ktoś? ;3)