poniedziałek, 1 lutego 2016

Od Hotaru - C.D Anubis'a & Hikari

Ten zacnie opalony bożek perfidnie prosił się o ciętą ripostę. Wszyscy panoszyli się tutaj jakby to był ich teren, a tak owo nie było. W dodatku… ona była jakaś taka dziwna i nie proporcjonalna. Bóg który szuka wiernych w zupełnie odległym państwie? Bardzo mało takich znałem, a teraz dojdzie jeszcze jeden do kolekcji. A czemu nie.
-Uważać? - powtórzyłem tym swoim jakże słodziutkim głosikiem, jednak mój wzrok był przepełniony pogarda. Chyba zacznę żywić jeszcze większą urazę do tej niby „mądrzejszej” płci. Robiły sobie co chciały. Lepiej żeby nie przekraczały pewnej granicy mojej świętej cierpliwości, której i tak miałem dosyć mało. - Co ty mi tu możesz zrobić? Jesteś bogiem, czyli ty również musisz trzymać się pewnych zasad – wyciągnąłem w jej stronę palec wskazujący, który był teraz na równi z jej ciemnym noskiem (murzyn normalnie xD) – Twoje słowa brzmiały jak groźba… - westchnąłem nie za bardzo zainteresowany. Tak szczerze…. Rozumiem, ze Karty mogą być nieposłuszne i w ogóle.. trzymają się własnych zasad, ale że… bogowie? Co prawda bywały takie dni kiedy ty bogowie stawali między sobą do walki, ale to i tak bardzo rzadko.
-Nie. Nie odbieraj tego jako groźby. Po prostu zbaczasz na bardzo niebezpieczny temat. - intensywnie wpatrywała się w moje oczy jakby chciała coś z nich wyczytać. Nawet nie zwróciłem uwagi na to co przed chwilą powiedziała.
-Nie chcesz zaopiekować się tą kartą? Bardzo chętnie się jej stąd pozbędę. - zerknąłem kontem oka na platynową dziewczynkę. W sumie jej wyglądzie kolorem wyróżniały się jedynie błękitne oczy. Nic więcej. Gdybym interesował się tą płcią, to może nawet zwróciłbym na nie uwagę.
-Skoro jej tutaj nie chcesz, to po co ją tutaj przyprowadziłeś? Z tego co wiem, to karty, które mają zakaz wchodzenia na teren danej świątyni.. po prostu nie mogą przejść przez bramę Tori. - ah… dziewczyny naprawdę bywają głupio mądre. Przewróciłem teatralnie oczami z powrotem wchodząc do świątyni.
-Dzisiaj zrobię dzień dobroci dla ZWIERZĄT – podkreśliłem ostatnie słowo, gdyż obie moje towarzyszki miały coś ze zwierzaczka. Nawet ten bóg, który wyglądał zupełnie jak karta. - Dlatego możecie się u mnie zatrzymać..
-Pff.. a ktoś w ogóle powiedział, że chce? - usłyszałem głos bogini zaraz po tym kiedy odwróciłem się tyłem i miałem zamiar. No dobra… koniec tej dobroci….
-Hmmm… ciekawe gdzie chce się podziać nędzna bogini umarłych nie mająca kompletnie żadnych wierzących, bez świątyni i nawet bez własnego państwa do którego należy. - odwróciłem się na pięcie w tym momencie mając już na twarzy jedynie irytację. Jeszcze jeden niekontrolowany wybryk jednej z nich i już nie będzie tak kolorowo. - Wchodzicie? A jak nie to wypad...



( Anubis i Hikari? Sory, ale nie miałam weny :c )

Od Finnick'a - C.D Blayvy

- Co ja lubię robić? - Zastanowiłem się chwilę. - Myślę, że to byłoby popijanie gorącej herbaty oraz nocne spacery. Lubię również obserwować świetliki, urocze stworzonka.
Byłem prawie pewien, że na nic mi się tutaj zda mój charakter. Nie opłaca się być małomównym, ale cóż zrobić, jeśli brakuje słów niezbędnych do kontynuowania rozmowy. Mam nadzieję, że to niedługo minie. Jeśli ta znajomość przetrwa, myślę, że dyskusja już nie będzie sprawiała takiego kłopotu jak teraz. Wątpię by dziewczyna wypowiedziała się więcej na swój temat, dopóki się do mnie nie przekona. Do tego czasu, ja postaram się podtrzymać w jakiś sposób tą rozmowę. Z resztą nie mogę się za bardzo w to wciągnąć. Nie wydaje się by miała jakieś złe zamiary co do mojej osoby, ale kto wie czy czegoś tam już nie planuje w tej swojej główce? Nie wiem co teraz o tym myśleć, najlepiej chyba będzie skupić się na czymś innym. Postanowiłem również spróbować wypieków leżących na stole, nie miałem jeszcze okazji choć troszku skosztować. Połykając malutką część tego co jeszcze zostało, spojrzałem na na okno. Do pomieszczenia wpadał przyjemny zapach świeżych bułek, aż miło siedzieć i wspominać. Przeniosłem swój wzrok na Blayvy, która właśnie kończyła swój kawałek ciasta. Kiedy podniosła głowę, wpatrywałem się już w jej oczy, a nie w czubek głowy.
- Wspominałaś coś o świetle gwiazd - zacząłem nieco niepewnie. Karta przytaknęła jedynie głową. Uznałem to jako pozwolenie na kontynuację wypowiedzi. - Skoro je uwielbiasz, bardziej przepadasz za nocnym niebem niżeli za dziennym. - Tak mi się wydaje ~ dodałem w myślach. - Uważam, że gwiazdy święcą najpiękniej w towarzystwie księżyca podczas pełni. - Podniosłem szklankę herbaty i przystawiłem ją do ust biorąc kilka łyków napoju.
- Naprawdę? - zapytała, na co mrugnąłem.
- Nie jestem osobą wylewną, dziwię się, że mówię przy tobie tak dużo. Nie będę na nic nalegał, ale myślę, że i dla ciebie ta sytuacja jest dosyć trudna. - Dziewczyna milczała. - Wybacz mi za moją bezpośredniość, ale Blayvy - zwróciłem się do niej po imieniu, - czy tobie ktoś wyrządził straszną krzywdę?
Nie liczyłem na żadną konkretną odpowiedź. W sumie chciałbym to wiedzieć z czystej ciekawości, by w późniejszej fazie rozmowy jakoś jej nie urazić.
- Jeśli tak, czy mógłbym usłyszeć co to takiego?
Gdyby odpowiedź była twierdząca i czarnowłosa opowiedziała mi o tym zdarzeniu. Mógłbym unikać tematów, które byłyby dla niej większym problemem. Powinienem się skarcić. Co prawda przeprosiłem za to, ale teraz mogłem ją do siebie zrazić tym faktem, że zapytałem o coś takiego wprost. Ledwo widocznie ugryzłem się w wardze na samą myśl co mogłaby sobie teraz wyobrażać Blayvy.


< Blayvy? To nic, myślę, że następnym razem będzie lepiej niż wcześniej. >

Od Hikari - Historia

Każdy ma swoją przeszłość. Jedni wspominają ją z zachwytem inni woleli by o niej nie pamiętać. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Uważam, że przeszłość powinna pozostać za nami. Liczy się tylko to co jest tu i teraz oraz co będzie w przyszłości dalekiej albo bliskiej. Odwracanie się nie ma sensu. Przeszkadza tylko w nieustannym dążeniu na przód. Moja przeszłość pozostawiła mi wiele ran, których fizycznie nie widać. Zakotwiczyły się głęboko w mojej psychice, a efekty widać do dziś. Mimo to chcę z tym żyć. Jest to jedyna rzeczy, która uczyniła mnie silną. Zmieniło to o sto-osiemdziesiąt moje zachowanie - kto by pomyślał? Jednak nie ważne jakbym chciała przeszłość zawsze będzie się dopominać o uwagę. Zawsze będzie chciała powracać. Dlatego wciąż mam tamte obrazy żywe przed oczyma.
***
Niedługo miały nastąpić moje piętnaste urodziny. Z niecierpliwością oczekiwałam tego dnia. Mieszkałam od jakiegoś czasu w Ameryce, a dokładniej w wiecznie słonecznej Kalifornii. Byłam już wtedy bronią Jukune Sari. Była to moja pierwsza służba u boga. Podobno dobrze się spisywałam. Po miesiącu można to chyba już określić? Jednak moja znajomość z bogiem sięgała do pół roku wstecz gdy błąkałam się po ulicach tamtego kraju. Pomimo chłodnego zachowania polubiłam go. Podobno każdy bóg był taki. Ja w nim widziałam coś więcej. Dla mnie nie był taki. Pomimo wielu błędów i gaf popełnionych przeze mnie wciąż miał cierpliwość. Gdy zostawałam ranna opatrywał mnie, w czasie choroby zajmował się mną, a miesiąc temu poprosił mnie o zostanie jego bronią. Nawet nie musiałam się zastanawiać. Zgodziłam się i teraz łączy nas inny rodzaj więzi - karty z jego bogiem.
- No nie, znowu obcięłaś włosy - usłyszałam głos zza pleców. Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego chłopakach o cudownych złotych oczach, oliwkowej cerze i czarnych jak heban. Przez białą koszulkę prześwitywała dobrze wyrzeźbiona klata. Jego ręka przejechała po moich krótkich, bo sięgających ledwo do ramion białych włosach - Wiesz, że tego nie lubię - już po pierwszych chłodnych dźwiękach wiedziałam kto to. Nawet nie musiałam się odwracać ale lubiłam na niego patrzeć. Był to mój bóg. Przypominał mi indyjskiego księcia.
- Przepraszam, to z przyzwyczajenia - odparłam cicho nie patrząc w jego oczy. Takie było prawo. Pomimo, że uwielbiałam ich kolor - Postaram się już tego więcej nie robić - obiecałam. Po chwili jego ręka spoczęła na mojej głowie. Poczochrał mnie. Czasami nie wiedziałam czy to robi z złośliwości czy maskując dobre zamiary.
- Nie obiecuj po prostu tego nie rób. Choć mamy misję za kilka dni wrócimy. Zapewne wiśnie przestaną już kwitnąć - Pewnie zapomniał. Nie miałam mu tego za złe, bo czemu Boga miały by obchodzić urodziny zwykłej karty? I tak miał wiele spraw o których musiał pamiętać. - Biorę tylko ciebie. Zime i Jurine zostają tutaj - Ucieszyłam się z tego wyróżnienia. Chyba byłam zawsze bardziej faworyzowana od nich co mieli mi za złe. Choć oni byli bardziej przydatni i dłużej z Junane Sari, bowiem posiadał on ich kilka lat. Przed przyjęciem mnie robili mi dużo złośliwości. Teraz musieli mnie szanować. Dostawałam od nich tylko chłód i nieżyczliwe słowa. Nie mieli prawa nic mi zrobić. Cieszyłam się z tego powodu. - Wziąłem parę twoich rzeczy. Ruszamy właśnie teraz - zadecydował. Na to skinęłam głową. Udaliśmy się w kierunku portu. Świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Parę mew szybowało po nim. Chciałam zmienić się w ptaka i polatać z nimi. Jednak nie powinnam tego robić. Stworzenia magiczne powinny ujawniać się rzadziej podobnie jak bóstwa ukazując swoją moc. Tak by ludzie nie przyzwyczaili się zbyt do nas. Całą drogę do początku naszej podróży oglądałam wszystko wokoło. Barwne stragany z miejscowymi pamiątkami. Wystawy w sklepach kusiły mój wzrok. Niestety na większość tych rzeczy nie było mnie stać. Mogłam tylko je podziwiać i o nich marzyć. Nim się obejrzałam się byliśmy już w porcie, a Junae Sari kupował nam bilety. Kolejna rzecz przyświadczająca za tym, że jest dobrą osobą. Mógł kazać mi płacić za bilet albo stać się bronią na czas podróży statkiem. Kątem oka dostrzegłam czającą się w nim niepewność. Zwykły człowiek nie był w stanie tego zauważyć ale nas łączyła specjalna więź choć o jego przeszłości nie wiedziałam prawie nic znałam część jego emocji. Po za tym myślę, że łączyła nas nie tylko więź boga z kartą ale i coś w rodzaju dziwnej przyjaźni. Nie wiedziałam czemu tak o mnie dba i tak się mną zajmuję ale podobało mi się to. Poczułam, że silna ręka potrząsa mną - Halo? Jest tam kto? - zapytał.
- Przepraszam, zamyśliłam się - znowu przepraszałam za to co zrobiłam chyba źle. Weszło mi to w nawyk - Jestem na twoje polecenia Boże
- Za to nie musisz przepraszać i nic od ciebie nie chcę. Poczekaj tu ja muszę kupić jeszcze parę rzeczy. Statek odpływa dopiero za cztery godziny. Nie ma żadnego wcześniejszego. Tylko się stąd nie ruszaj. Nie mam zamiaru cię potem wszędzie szukać - pouczył mnie. Nie zamierzałam robić nic wbrew jego woli czy rozkazom. Usiadłam na jednym ze słupków do których przywiązywana była łódź i uśmiechnęłam się
- Dobrze! A kiedy wrócisz? - chciałam się dowiedzieć ile będę musiała na niego czekać. Zadawanie praktycznych pytań akurat należało do tych za które nie trzeba przepraszać. Oczywiście musiało być zadane w odpowiednim momencie.
- Godzina, nie więcej niż dwie - oświadczył - Więc zostanie nam trochę czasu do wypłynięcia - pokiwałam głową, a po chwili chłopak odszedł. Patrzyłam na może, które uwielbiałam. Choć nie umiałam pływać samo patrzenie na nie mi wystarczało. Ktoś poklepał mnie w ramię. Jedyną osobą, która to robił był Junae Sari odwróciłam się, by dowiedzieć się czego chce. Może o czymś zapomniał wspomnieć? To nie był on. Moim oczom ukazał się chłopak może osiemnastoletni o kasztanowych włosach i piwnych oczach. Był przeciętny. Czego ode mnie chciał?
- Hej ślicznotko! - zwrócił się chyba do mnie bo w okolicy nie było żadnej kobiety czy dziewczyny - Co robisz tu taka samotna?
- Ja? - upewniłam się - Czekam na kogoś - odpowiedziałam grzecznie
- Och, musiał to być jakiś idiota. Skoro każe na siebie czekać - oparł ręce na bokach. O co mu mogło chodzić? Do czego dążył swoją wypowiedzią? Na pewno zdenerwował obrażając mojego boga
- Zważaj na swe słowa! - niemalże wykrzyknęłam ze złością w jego kierunku. Nie pozwalałam by ktokolwiek go obrażał. Wstałam. Wzrostem sięgałam mu do ramion czyli był podobnego wzrostu do niego. Pewnie dla mojego rozmówcy byłam małą wredną pchłą
- Przepraszam - najwidoczniej myślał o mnie co innego - Po, prostu nie lubię gdy jakiś chłopak opuszcza taką osóbkę jak ty - Uśmiechnął się do mnie - Może chcesz się przejść do jego powrotu - zaproponował mi
- Podziękuję - odmówiłam - Obiecałam, że będę na niego tu czekać. Przepraszam - znowu nawyk. Muszę się tego w końcu pozbyć
- O niczym się nie dowie! - dalej zachęcał. Złapał mnie za rękę i chciał już ze mną iść
- Wolę zostać tutaj - próbowałam uwolnić dłoń z uścisku nieznajomego. W tym momencie oświeciło mnie. Nie wspominałam na kogo czekam, a jednak rozmówca wiedział. W dodatku to potwierdziłam. Wolną ręką odpięłam spinkę i wycelowałam w oko chłopaka. Byłam zbyt wolna. Broń została mi wyrwana, a następnie zdeptana. Poczułam strach. Nie mogłam użyć mocy, ponieważ nie było przy mnie mojego boga. - Zostaw mnie! - wykrzyknęłam. Nie podziałało.
- Jak nie chcesz po dobroci to pójdziesz pod przymusem. Twój wybór - zaczął mnie ciągnąć. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Ale przecież powinni. Chyba, że była to karta. Na pewno była to karta. Zależało jej albo jej bogowi żeby się mnie pozbyć. Zaczęłam głośno krzyczeć ale nic to nie dało. Została nałożona na nas bariera. Nie widzieli nas, nie słyszeli też moich błagań o pomoc. Przestałam krzyczeć. W moich oczach pojawiły się łzy. Mój oprawca przeciągnął mnie przez kilometr albo dwa. Puścił mnie dopiero w ciemnej pustej uliczce. - Teraz znikniesz z jego życia. Uwierz mi zrobisz mu przysługę. Ale tak szybko cię nie zabije. Bo widzisz handel ludźmi nadal istnieje. A ty staniesz się jednym z towarów. Będziesz mnie błagać o swoją śmierć - zaśmiał się jego śmiech był perfidny.
- Co takiego Ci zrobiłam? - wyszeptałam przez łzy
- Nic. Wykonuję tylko zlecenie za dobre pieniądze. Pozbywam się ludzi i kart w dowolny sposób - moje przypuszczenia potwierdziły się.
- On cię zniszczy - wycedziłam przez zęby - Zginiesz z ręki mojego boga! - podniosłam na niego głos. Za chwilę Junae Sari powinien się zjawić. Pewnie wyczuł, że mam problemy. Po za tym minęło już półtorej godziny. Uderzyłam wroga pięścią w klatę. Nie byłam silna i nie mogłam wiele zdziałać. Działałam w przypływie gniewu, a może i bałam się o własne życie?
- Zamknij się! - krzyknął na mnie. Po chwili chłopak uniósł rękę i spoliczkował mnie. Wzmogło to mój strach. Cofnęłam się jakbym chciała uciec z tej pułapki bez wyjścia. Popchną mnie, a ja upadłam na ziemię. W tym starciu nie miałam żadnych szans. Nigdy nie byłam silną kartą. Zaczął mnie kopać. Mogłam tylko się skulić i czekać na koniec. W oczach zebrały mi się ponownie łzy. Nie powinnam odczuwać lęku przed przeciwnikami, nie powinnam się bać nikogo. W nieprzerwanym ataku usłyszałam kroki - Nikt cię nie usłyszy już nigdy! - widać było, że zlecenia sprawiały mu przyjemność.
- Obyś się nie przeliczył - usłyszałam głos nie należący ani do mnie, ani do chłopaka. Był to głos Jukane Sari - karto - ataki ustały. Wciąż kuliłam się na ziemi. Obserwowałam całą akcję. Bóg złapał mojego oprawcę za szyję a następnie cisnął nim o ścianę. Przeciwnik zaczął uciekać. Przebiegł mi po kostce. Poczułam ból. Jednak nie wydawałam z siebie żadnych dźwięków. Złapany raz jeszcze wiedział, że to jego koniec. Karta rozsypała się w drobny mak. Na ziemię spadła kupka popiołu. Resztki karty. Moc mojego boga zawsze mnie przerażała ale jednocześnie i fascynowała. W jego oczach widziałam gniew. Jednak gdy spojrzał na mnie widziałam znów tego samego Boga co zawsze - Mówiłem, że masz nigdzie ni odchodzić - upomniał mnie
- Przepraszam - spróbowałam wstać. Poczułam ból w kostce. Pomimo tego udałam, że jest wszystko dobrze. Nie chciałam robić więcej zmartwień bogu. Zerknęłam na zegar. Do odpłynięcia statku została godzina. Powinniśmy zdążyć - Byłam za słaba i przez to sprawiłam ci problemu. Przepraszam!
- Mówiłem co myślę o twoim przepraszam. Powiedź mi jak się tu znalazłaś? - zapytał mnie i ruszyliśmy w kierunku portu. Gdy bóg zauważył, że lekko utykam podtrzymał mnie lekko. Opowiedziałam mu o całym wydarzeniu. Domyślałam się kto nasłał na mnie kartę i zapewne chłopak też. Szliśmy trochę dłużej niż byśmy normalnie mieli iść. Zdążyliśmy na statek i zostało nam jeszcze trochę czasu. Bagaże były już w naszej kajucie. Oparłam się o barierkę na górze statku i podziwiałam morze i zachodzące słońce. Nie zapowiadało się na sztorm. Wieczorem Jukane Sari opatrzył moją kostkę i postawił kolację. Noc minęła nam spokojnie. Ucieszyłam się gdy zobaczyłam, że bóg wziął parę książek, które mogłam poczytać. Z początku widziałam lekką niepewność w oczach boga, potem zdawała się zniknąć.
***
Tydzień podróży na statku minął nam spokojnie. Pewnego wieczoru niebo pokryły grube chmury i zerwał się wiatr. Zapowiadało się na sztorm. Na twarzy boga widniał lekki niepokój. Jakby się czegoś obawiał. Przebierz to była zwykła burza. Na niebie szalały pioruny co chwile uderzając w wodę. Statkiem całkiem mocno kołysało. Cała załoga została postawiona na nogi. Najwidoczniej nie spodziewali się tego. Zapewne sprawka jakiegoś boga. Możliwe, że to była nasza misja. Bogowie pewnie mieli jakieś porachunki między sobą.
- Hikari! - usłyszałam wołanie mojego boga. Podeszłam do niego - Przygotuj się. Przyjmij formę skrzydlatego człowieka - polecił. Przemieniłam się w pół-człowieka i w pół- feniksa. Moje włosy stały się białymi ognistymi piórami. Wyrosły mi duże białe skrzydła oraz długi sięgający do kostek płomienny ogon. Nagle statek przechylił się. Prawie się przewróciłam ale podtrzymała mnie ręka Jukane Sari. - Uważaj - rzucił. Uniosłam się lekko nad podłogą tak abym nie straciła równowagi. Ruszyliśmy na mostek. Wysokie fale zdawały się bawić statkiem. Z jednej wyłoniła się smukła postać. Jej długie niebieskie włosy były suche. Zeskoczyła z fali przybliżyła się do nas. Miała oczy dokładnie tego samego koloru co włosy, a jej cera była lekko niebieska. Poznałam ją od razu. Słyszałam o niej wiele pogłosek. Mściwa bogini morza - Keto. Przyjęłam postawę bojową.
- Jesteś bardzo odważny wkraczając na mój teren tylko z jednym nożykiem - zadrwiła z niego. Nie spodobało mi się to. Jednym ruchem sprawiła, że fala nakryła statek niemal go wywracając. Ścięła prawie wszystkich z nóg. Mój Bóg ledwo co utrzymał się na nogach.
- Nie mieszaj w to ludzi! - wykrzyknął i ruszył w jej stronę. Chcąc powalić ją rękoma. Sprytna bogini zrobiła unik. Po chwili po jej bokach pojawiły się trzy karty. W ułamku sekundy jedna zmieniła się w zbroje, druga w włócznie, a trzecia w shurikeny. - Hikari, przybierz postać broni - posłuchałam rozkazu w ułamku sekundy znalazłam się w dłoniach Juknae Sari. Teraz żałowałam, że nie wziął którejś z pozostałych broni łuku lub włóczni. Z kunai mógł nie wiele zrobić. Pomimo tego ruszył do ataku. Walczyli ze sobą długo. Keto została ranna dopiero kilka razy, a ciało mojego boga pokrywały liczne rany. Ukrył się za jedną z łodzi aby odrobinę odpocząć. Zmieniłam się wtedy w postać pół człowieka, pół feniksa.
- Musimy uciekać! - wykrzyknęłam. Wiedziałam, że nie mamy szans na wygraną - Uniosę Cię! Dam radę! - obiecałam choć wiedziałam, że mam mało siły w sobie.
- Już mówiłem ci, że nie wolno nigdy się poddawać. Musimy pokazać, że nie jesteśmy tchórzami tej samolubnej bogini - Nie wolno nam się ugiąć przed żadnym bogiem. Pamiętaj o tym - kiwnęłam głową w odpowiedzi i przemieniłam się z powrotem w broń. Zaszarżował na kobietę. Wbiłam się w ramię przeciwnika powodując mu przy tym ból. Wyciągnięta zadałam kolejny cios i kolejny. Wtedy ogromna fala przewróciła statek. A nasz wróg wykorzystał to i przebił mojego boga na wylot. Zmieniłam się w białego feniksa i podholowałam go pod kawałek pływającego drewna. - Chyba jednak się przeliczyłem - powiedział z trudem. Po czym uwolnił mnie jako kartę. - Uciekaj ja już nie wiele zdziałam - uśmiechnął się. Robił to tak rzadko. Chciało mi się płakać. Wyciągnął rękę i delikatnie mnie pogłaskał - Cieszę się, że cię poznałem - po chwili sięgnął po jedną z naszych walizek. Wyciągnął z jednej z naszych walizek dwa pakunki. W jednym była sztabka złota. Podał mi nią. Zmieniłam się w pół-człowieka i przyjęłam podarunek. Wyjął drugi pakunek. Był to cudowny pastelowy wianek. Taki jaki mi się podobał - Pewnie wiśnie straciły już swoje kwiaty. Wszystkiego najlepszego - wyszeptał nie będąc już w stanie nic mówić.
- Wytrzymaj! Uniosę cię. Do najbliższego brzegu - prosiłam go ze łzami w oczach. Bóg pokręcił głową
- Leć beze mnie ja i tak długo nie wytrzymam. Sprzedaj złoto. Powinno starczyć pieniędzy na jakiś czas. - przemawiał do mnie szeptem. - Żegnaj. Byłaś dla mnie jak młodsza siostra - uśmiechnął się raz jeszcze po czym został pociągnięty na dno. Na moje oczy cisnęły się łzy. Wzbiłam się w powietrze i zaczęłam lecieć przed siebie. Jak najszybciej to możliwe. Znowu zmieniłam postać. Stałam się białą smugą na rozgniewanym niebie. Chciałam żeby to był sen ale to była prawda.
***
Do miasta potowego dotarłam po paru dniach. Były to Chiny. Miasto było przepełnione ludźmi. Chodziłam po nim kilka dni. Znalazłam jakiś lombard i sprzedałam złoto. Otrzymałam dużą sumkę pieniędzy. Zewsząd dochodziły mnie plotki i pogłoski o tamtym wydarzeniu. Płakałam bardzo dużo. Idąc przez jedną z ulic zobaczyłam, że na niej stoi bóg. Odwrócił się do mnie. Był zupełnie inny od mojego. Choć też wysoki miał kasztanowe włosy i czerwone oczy.
- Czemu karta się sama błąka? - zapytał z ciekawością. Nic nie odparłam. Złapał mnie za ramię i potrząsną mną - Odpowiadaj jak się ciebie pytam!
- Nie chcę - odparłam. W normalnych okolicznościach nie odpowiedziałabym tak bogowi ale teraz nie miałam najmniejszej ochoty na zbędne dyskusje - Odejdę już - odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie. Zatrzymał mnie ponownie - Czego chcesz? - zapytałam wprost.
- Zostań moją kartą - poprosił - Zajmę się tobą dobrze - obiecał
- No dobrze - zgodziłam się. Zostałam jego kartą jednak nasza współpraca trwała dwa tygodnie. W tym czasie zmieniłam się. Nie lubiłam już bogów ale wciąż miałam trochę do nich szacunku.
***
Przez kolejne ręce przechodziłam bardzo szybko. Straciłam szacunek i strach przed bogami. Nie obawiałam się już śmierci. Z prezentu od mojego pierwszego boga został tylko jeden kwiat. Jak na ironię był to kwiat wiśni. Trzymałam go na łańcuszku. Był jedynym elementem z przeszłości, który zachowałam. Nie chciałam już patrzeć wstecz. Nim zorientowałam się przemierzyłam sześć państw. Kończyłam właśnie szesnaście lat. Dotarłam do Indii. Po paru miesiącach znalazłam kolejnego boga. Podobał mu się mój charakter - jakaś odmiana. Paagal, bo tak się nazywał był największym szaleńcem jakiego poznałam. Gdy go poznałam zatracił się w gniewie i pragnieniu zemsty. Posiadał wiele kart o które dbał jednakowo. Ostatniego dnia istnienia milczał. Po południu rozpętało się piekło. Cały kraj stanął w ogniu. Na koniec unicestwił samego siebie. Wytrzymał ze mną miesiąc. Najdłużej nie licząc Jukane Sari. Na myśl o nim wciąż ciekły mi łzy. O jedyną pamiątkę po nim dbałam najbardziej. Kwiat nie stracił koloru ani kształtu choć zawsze był noszony przy ciele, jak najbliżej mojego serca. Z brakiem jakichkolwiek perspektyw na przyszłość ruszyłam do Japonii.
***
 
Koniec.

Od Anubis'a - C.D Hotaru

Ten kraj mnie powoli wykańczał. Zmrużyłam swoje złote oczy zaciskając mocniej łapy na lasce, nie było nikogo. Byłam już zmęczona tym wędrowaniem, jednak życie bóstwa bez świątyni było ciężkie i pełne niebezpieczeństw. Ale co zrobić, kiedy jest się przestarzałym modelem i ludzie już po prostu Cię nie pamiętają. A malutka, dosłownie malutka garstka osób to chorzy fanatycy którzy tak naprawdę nie mają zielonego pojęcia o danej kulturze. Tak naprawdę sama się sobie dziwię, że przebyłam pół świata… tak naprawdę po nic. Co tutaj niby odnajdę? Tak naprawdę nic, tutaj jest jeszcze mniejsze poszanowanie w stosunku do mojej osoby, niż w ‘’rodzimych’’ stronach. Westchnęłam zbierając się w dalszą drogę. Ludzie tutaj byli dziwni, wszyscy tacy zabiegani, większość nie zwracała na siebie zupełnie uwagi, wszyscy byli wpatrzeni w jakieś dziwne, kolorowe i świecące urządzenia. Prychnęłam na wspomnienie ostatniej, mało ciekawej sytuacji. Chociaż nie spotkałam się jeszcze z jakąś miłą… i przyjemną, więc nie ma o czym mówić. Wzięłam rozbieg i wskoczyłam na jakieś drzewo, po chwili siedząc już na dachu jakiejś świątyni. Odchyliłam się do tyłu, spoglądając na niebo które powoli zalewało się krwistą czerwienią. Kiedy wiatr zaczął delikatnie pieścić moją skórę, mimowolnie się uśmiechnęłam. Jednak wraz z podmuchem wiatru poczułam zapach, zapach który przyprawiał mnie o niepokój. Coś pachniało podobnie do mnie, śmiercią i cierpieniem. Ześlizgnęłam się z dachu, lądując obok krzaków, zaczęłam powoli kierować się w kierunku… tego czegoś. Już po przejściu kilku metrów, do moich uszu dotarła czyjaś rozmowa. Osobnika płci męskiej i tej przeciwnej, raczej nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni do siebie. Wręcz przeciwnie, jedno gardziło drugim. Tylko nie wiem które kim bardziej. Kucnęłam, zbliżając się w ich kierunku jak jakieś zwierzę. Kiedy mogłam im się już spokojnie przyjrzeć, znieruchomiałam. Bóg i karta… dosyć ciekawe spotkanie, nie miałam przyjemności spotkać tutejszych bożków, niepokoił mnie tylko zapach tego… mężczyzny? Tak, to z pewnością był męski rodzaj boga, oni pachną inaczej… Zastanawiałam się w sumie nad odejściem z tego miejsca, kiedy bóstwo spojrzało w moim kierunku, nie widział mnie, jedynie wyczuwał.
- Wyłaź… zanim ja do Ciebie wyjdę. – przybrał istnie boską postawę, w dodatku ten ton… średnio pasujący do jego w miarę słodkiego głosu.
No cóż, chyba nie mam wyboru, jestem w jego Świątyni więc chcąc nie chcąc, muszę okazać szacunek w postaci ‘’objawienia się’’. Nieco niechętnie wypełzłam, swoimi bosymi stopami delikatnie stąpając. Ominęłam trzystopniowe schodki i po prostu wskoczyłam do środka lądując tuż obok trochę niższego ode mnie bóstwa. Chłopak, o długich złotawych włosach zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Bóstwo? – zapytał unosząc jedną z brew, nie odpowiedziałam po prostu stałam i wpatrywałam się w kartę stojącą za nim.
Białowłosa z kolei obdarzyła mnie mało przyjaznym spojrzeniem, jakiś uraz do naszego… pokroju? Bardzo możliwe, wolałam w to nie wnikać, nie mój interes.
- Pytałem się o coś, powtarzać nie zamierzam.
Przeniosłam z powrotem wzrok na chłopaczka, nie spoufala się za bardzo? Zmrużyłam oczy niespokojnie poruszając uszyma. Niestety w tym miejscu nie warto się z nim wykłócać, to jego rewir, ja tu jestem tylko obcym.
- Twoja… ‘’Aura’’ jest podobna do mojej, specjalizujesz się światem pozagrobowym? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, chociaż w jakimś stopniu naprowadziłam go na odpowiedź.
- Bardzo możliwe, nie jesteś chyba lokalnym bóstwem, prawda?
- Nie, moje święte miejsca znajdują się wiele dni drogi stąd.
- Chyba nie jesteś zbyt znana, skoro musisz opuszczać swoją świątynię, brakuje Ci wiernych? Czy też może kompletnie o Tobie zapomniano? – uśmiechnął się drwiąco.
- Lepiej sobie uważaj… - warknęłam zaciskając łapy w piąstki. Może sobie być Panem tego lokum, jednak nie dam sobą pomiatać.


(Hotaru albo Hikari? XD)