Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam jakiegokolwiek świetlika, tak
jakbym była całe życie zamknięta w pomieszczeniu, z dala od świata
zewnętrznego. O czym ja gadam… Tak było!
- Ślicznie tutaj – odezwałam się nie pewnie, po czym wystawiłam ręce, na
które usiadły małe robaczki. To łaskotało, jednak powstrzymałam się
nawet od uśmiechania się, a tym bardziej od jakiegokolwiek ruchu.
Chodziły po moich rękach, co było dosyć zabawne. A dzięki temu, że
ciemność już całkowicie spowiła ten teren, robaczki świętojańskie
wydawały się bardzo piękne i zadziwiające. „Wydobywać z siebie światło”
przeszło mi przez myśl. Ja jedynie potrafiłam wydobyć z siebie mrok, a
te świetliki były całkowitym moim przeciwieństwem.
Świetliki nadal czepiały się jego uszów, co mnie delikatnie bawiło.
„Ciekawe jak to jest mieć uszy” przeszło mi przez myśl. To pewnie są
bardzo wrażliwe miejsca, ale jednak… gdyby była taka możliwość, w sumie
to bym chciała mieć i uszy i ogon. To by było ciekawe. Jednak chyba
denerwujące… Finnick nadal próbował je odgonić spontanicznie poruszając
uszami, jednak owady wyglądały, jakby zostały przyklejone. Tylko
nieliczne z nich w jakikolwiek sposób się poruszały i odlatywały, aby z
powrotem wrócić, albo zrobić miejsce nowym. Z tego powodu chłopak
wspomagał sobie ręką, co bardziej skutkowało, jednak nie do końca.
–
Poczekaj – wstałam z ziemi i kucnęłam obok chłopaka, po czym ręką
odgoniłam świetliki. O dziwo to od razu poskutkowało, ale to pewnie
przez moje moce – jak już wspominałam, świetliki są moim
przeciwieństwem. Ja tworzę ciemność, a oni światło. Za pewne to wyczuły,
a takie agresywne ruchy w ich stronę przez moją rękę, mogły źle odebrać
i chyba postanowiły dać spokój chłopakowi.
- D-dzięk-ki.
Nadal się jąkał, co mnie trochę także bawiło. Za pewne gdybym się
uśmiechała, gdybym była radosna, to zapewne bym się zaśmiała, albo
przynajmniej uśmiechnęła w stronę chłopaka, jednak tego nie zrobiłam i
raczej nie zrobię w najbliższym czasie.
- Nie jąkaj się – tylko tyle odparłam, po czym wróciłam do świetlików.
Gdy tylko wystawiłam rękę przed siebie, usiadło na niej kilka owadów.
Przybliżyłam je do siebie, po czym spojrzałam na nie z bliska.
Były takie piękne… Ich światło nawet nie raziło w oczy. Po prostu były
przepiękne. Już rozumiem chłopaka. Już wiem dlaczego lubi świetliki. W
tej chwili i ja je polubiłam. Dla mnie nie tyle były piękne, to także
zadziwiające. Pierwszy raz widziałam takie stworzenia. Nawet o nich nie
słyszałam.
- Nigdy nie widziałam świetlików – powiedziałam wpatrzona w nie jak w
obrazek. Wtedy jeden z owadów usiadł mi na nosie. Jako zwierze,
pokręciłam nosem, po czym kichnęłam, gdyż świetlik nadal się trzymał.
Usłyszałam cichy śmiech chłopaka.
- Na zdrowie – odparł, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi.
„Jednym uchem wchodzi, a drugim wychodzi, to co zdąży przejść do mózgu,
zostanie” zarecytowała słowa mojej matki. Gdy tylko o niej pomyślałam,
zrobiło mi się smutno, jednak tego nie ukazywałam. Nadal patrzyłam na
świetliki, próbując zapomnieć o starej, czarnowłosej kobiece, która mnie
zrodziła.
– Naprawdę widzisz je pierwszy raz? – usłyszałam jego
pytanie, które wyrwała mnie z myśli o matce. Spojrzałam na niego, po
czym kiwnęłam głową.
- Nigdy nie wychodziłam nigdzie po zmroku, a potem byłam przez pięć lat
zamknięta, bez kontaktu ze światem zewnętrznym, wiec nie miałam jak –
powiedziałam bez namysłu. Głupia ja. Gdy się skapnęłam, co mu właśnie
powiedziałam, skarciłam siebie w myślach. Muszę się zamknąć, żeby nie
wygadać więcej. Ale może… tak trzeba? W końcu chciałam poznać lepiej
chłopaka, a jeśli tylko on będzie o sobie opowiadał, to będzie takie
niesprawiedliwe – ja wiem o nim wszystko, a on o mnie nic. Jednak… czy
musiałam mu to powiedzieć?
Od razu odwróciłam wzrok speszona, kierując go na ziemię, na której
siedzieliśmy. Przez moimi oczami ukazał się rodzinny ogród o zachodzie
słońca i wołanie ojca, abym już wracała. Nigdy mi nie pozwalali nigdzie
wychodzić po zmroku, nigdzie. Miałam siedzieć w domu. Nie wychodziłam
nawet sama do lasu, ale jakoś się na to nie skarżyłam. Cieszę się, że
ich słuchałam. Przynajmniej spędzałam z nimi więcej czasu i dłużej z
nimi żyłam. Na szczęście chłopak się o nic nie pytał. Może widział,
jakie to dla mnie trudne? A może nie był ciekawy? A może to tylko cisza
przed burzą? Nie wiem i raczej się nie dowiem, bo nie odpowiem na jego
pytanie na ten drażniący mnie temat.
Moje oczy podążyły za świetlikiem, który zniknął za krzakiem. Byłam
zaciekawiona co się tam znajduje i bez słowa wstałam i skierowałam się
do tego krzaka. A gdy go odsunęłam, przed moimi oczami ukazało się
piękne małe jeziorko, oświetlone milionami owadów. Po chwili obok mnie
pojawił się chłopak, który także patrzył z fascynacją na to miejsce.
Podeszłam do wody i spojrzałam na swoje odbicie. Ciesz nie była
granatowa, czy przezroczysta, a tym bardziej szara, tylko błękitna. Tak,
czysty błękit, a to dzięki tych małym stworzonkom, które oświetlały nam
to miejsce. Pomimo tego, ze była już noc, to miejsce było rozświetlone
bardzo szczegółowo, a to dzięki świetlikom, księżycowi, oraz gwiazdom na
ciemnej powłoce, którą nazywamy niebem.
- Nigdy tu jeszcze nie byłem – usłyszałam chłopaka. Zamoczyłam rękę w
wodzie. Była bardzo ciepła, co mnie ucieszyło. W młodości uwielbiałam
pływać, zawsze uczyłam moje rodzeństwo, które nawet się bało wody.
Uśmiechnęłam się w duszy, po czym wstałam i wsadziłam nogę w ciecz. Była
taka przyjemna, a noc nie była jakaś zimna.
- Pływasz? – zapytałam chłopaka. Dosyć mało się odzywam, ale jeśli już
do tego dojdzie, to najczęściej są to krótkie wypowiedzi, z kilkoma
słowami, albo nawet jednym. Rzadko się zdarza, gdy powiem coś dłuższego,
jednak się zdarza, ale bardzo rzadko. Zaczęłam wchodzić do wody, nie
zdejmując żadnych ubrań, nawet nie miałam zamiaru. Bałam się trochę, że
niewiadomo co się może stać. Czułam na sobie wzrok chłopaka, który stał
jak słup soli i się nie ruszał. Gdy woda sięgała mi do pasa, odwróciłam
się w stronę chłopaka i przyjrzałam się mu, przechylając delikatnie
głowę w bok.
- Ja… - podrapał się po karku zmieszany.
– Nie pływał – opuścił głowę,
gdyż na jego policzkach pojawił się rumieniec. Wyszłam z wody i
podeszłam do niego. Był ode mnie o wiele wyższy, więc nawet jeśli
spuścił głowę, to i tak widziałam ją bardzo dobre. Stanęłam przed nim,
przez co poczułam dreszcze na plecach.
- Nauczę cię – złapałam go za rękę i odsunęłam się parę kroków, gdyż
zdecydowanie stałam zbyt blisko jego ciała. Spojrzał na mnie jakby
zdziwiony. – Jesteś jedynym, który opowiedział mi pierwszą w moim życiu
jakaś historię. Do tego pokazałeś mi świetliki. W ramach podziękowania
nauczę cię pływać. To bardzo proste. Uczyłam pływać nawet małe dzieci,
więc z tobą nie będzie problemu – odparłam z kamienną miną, patrząc na
jego twarz i ciągnąc go w stronę wody.
Nienawidzę tych momentów, gdzie zaczynam gadać jak najęta, nawet, jeśli
to trwa tylko kilka sekund. Po prostu nienawidzę, po czuje się, jakbym
zaczynała się otwierać przed kimś. Ale czyż nie o to mi chodzi? Już sama
nie wiem o co mi chodzi.
Uważnie przyglądałam się białowłosemu, który także i mi się przyglądał,
jednak był bardziej zamyślony. Chyba musiał przemyśleć moją propozycję. W
sumie mu się nie dziwie – sam bym nie była pewna, czy gdybym nie umiała
pływać, to czy bym zgodziła się na lekcję pływania. W końcu już wiem,
ze nie umie pływać. Mogę go nauczyć tego, jednak równie dobrze bym mogła
go utopić i to bez powodu. Wystarczy zaciągnąć go tam, gdzie jest
głębiej, tak, by nie miał gruntu – chociaż to by było o wiele
trudniejsze, bo mi o wiele szybciej się grunt skończy niż dla niego – i
wystarczy go puścić i sam się utopi. Wszystko jest możliwe. Równie
dobrze mogę po poderżnąć gardło w wodzie. Jednak jedyne co miałam teraz w
głowie, to nadzieję, że się zgodzi, abym mogła mu podziękować w postaci
nauki lekcji pływania.
<Finnick?>