niedziela, 7 lutego 2016

Od Blayvy - C.D Finnick'a

Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam jakiegokolwiek świetlika, tak jakbym była całe życie zamknięta w pomieszczeniu, z dala od świata zewnętrznego. O czym ja gadam… Tak było!
- Ślicznie tutaj – odezwałam się nie pewnie, po czym wystawiłam ręce, na które usiadły małe robaczki. To łaskotało, jednak powstrzymałam się nawet od uśmiechania się, a tym bardziej od jakiegokolwiek ruchu. Chodziły po moich rękach, co było dosyć zabawne. A dzięki temu, że ciemność już całkowicie spowiła ten teren, robaczki świętojańskie wydawały się bardzo piękne i zadziwiające. „Wydobywać z siebie światło” przeszło mi przez myśl. Ja jedynie potrafiłam wydobyć z siebie mrok, a te świetliki były całkowitym moim przeciwieństwem.
Świetliki nadal czepiały się jego uszów, co mnie delikatnie bawiło. „Ciekawe jak to jest mieć uszy” przeszło mi przez myśl. To pewnie są bardzo wrażliwe miejsca, ale jednak… gdyby była taka możliwość, w sumie to bym chciała mieć i uszy i ogon. To by było ciekawe. Jednak chyba denerwujące… Finnick nadal próbował je odgonić spontanicznie poruszając uszami, jednak owady wyglądały, jakby zostały przyklejone. Tylko nieliczne z nich w jakikolwiek sposób się poruszały i odlatywały, aby z powrotem wrócić, albo zrobić miejsce nowym. Z tego powodu chłopak wspomagał sobie ręką, co bardziej skutkowało, jednak nie do końca. – Poczekaj – wstałam z ziemi i kucnęłam obok chłopaka, po czym ręką odgoniłam świetliki. O dziwo to od razu poskutkowało, ale to pewnie przez moje moce – jak już wspominałam, świetliki są moim przeciwieństwem. Ja tworzę ciemność, a oni światło. Za pewne to wyczuły, a takie agresywne ruchy w ich stronę przez moją rękę, mogły źle odebrać i chyba postanowiły dać spokój chłopakowi.
- D-dzięk-ki.
Nadal się jąkał, co mnie trochę także bawiło. Za pewne gdybym się uśmiechała, gdybym była radosna, to zapewne bym się zaśmiała, albo przynajmniej uśmiechnęła w stronę chłopaka, jednak tego nie zrobiłam i raczej nie zrobię w najbliższym czasie.
- Nie jąkaj się – tylko tyle odparłam, po czym wróciłam do świetlików. Gdy tylko wystawiłam rękę przed siebie, usiadło na niej kilka owadów. Przybliżyłam je do siebie, po czym spojrzałam na nie z bliska.
Były takie piękne… Ich światło nawet nie raziło w oczy. Po prostu były przepiękne. Już rozumiem chłopaka. Już wiem dlaczego lubi świetliki. W tej chwili i ja je polubiłam. Dla mnie nie tyle były piękne, to także zadziwiające. Pierwszy raz widziałam takie stworzenia. Nawet o nich nie słyszałam.
- Nigdy nie widziałam świetlików – powiedziałam wpatrzona w nie jak w obrazek. Wtedy jeden z owadów usiadł mi na nosie. Jako zwierze, pokręciłam nosem, po czym kichnęłam, gdyż świetlik nadal się trzymał. Usłyszałam cichy śmiech chłopaka.
- Na zdrowie – odparł, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. „Jednym uchem wchodzi, a drugim wychodzi, to co zdąży przejść do mózgu, zostanie” zarecytowała słowa mojej matki. Gdy tylko o niej pomyślałam, zrobiło mi się smutno, jednak tego nie ukazywałam. Nadal patrzyłam na świetliki, próbując zapomnieć o starej, czarnowłosej kobiece, która mnie zrodziła. – Naprawdę widzisz je pierwszy raz? – usłyszałam jego pytanie, które wyrwała mnie z myśli o matce. Spojrzałam na niego, po czym kiwnęłam głową.
- Nigdy nie wychodziłam nigdzie po zmroku, a potem byłam przez pięć lat zamknięta, bez kontaktu ze światem zewnętrznym, wiec nie miałam jak – powiedziałam bez namysłu. Głupia ja. Gdy się skapnęłam, co mu właśnie powiedziałam, skarciłam siebie w myślach. Muszę się zamknąć, żeby nie wygadać więcej. Ale może… tak trzeba? W końcu chciałam poznać lepiej chłopaka, a jeśli tylko on będzie o sobie opowiadał, to będzie takie niesprawiedliwe – ja wiem o nim wszystko, a on o mnie nic. Jednak… czy musiałam mu to powiedzieć?
Od razu odwróciłam wzrok speszona, kierując go na ziemię, na której siedzieliśmy. Przez moimi oczami ukazał się rodzinny ogród o zachodzie słońca i wołanie ojca, abym już wracała. Nigdy mi nie pozwalali nigdzie wychodzić po zmroku, nigdzie. Miałam siedzieć w domu. Nie wychodziłam nawet sama do lasu, ale jakoś się na to nie skarżyłam. Cieszę się, że ich słuchałam. Przynajmniej spędzałam z nimi więcej czasu i dłużej z nimi żyłam. Na szczęście chłopak się o nic nie pytał. Może widział, jakie to dla mnie trudne? A może nie był ciekawy? A może to tylko cisza przed burzą? Nie wiem i raczej się nie dowiem, bo nie odpowiem na jego pytanie na ten drażniący mnie temat.
Moje oczy podążyły za świetlikiem, który zniknął za krzakiem. Byłam zaciekawiona co się tam znajduje i bez słowa wstałam i skierowałam się do tego krzaka. A gdy go odsunęłam, przed moimi oczami ukazało się piękne małe jeziorko, oświetlone milionami owadów. Po chwili obok mnie pojawił się chłopak, który także patrzył z fascynacją na to miejsce. Podeszłam do wody i spojrzałam na swoje odbicie. Ciesz nie była granatowa, czy przezroczysta, a tym bardziej szara, tylko błękitna. Tak, czysty błękit, a to dzięki tych małym stworzonkom, które oświetlały nam to miejsce. Pomimo tego, ze była już noc, to miejsce było rozświetlone bardzo szczegółowo, a to dzięki świetlikom, księżycowi, oraz gwiazdom na ciemnej powłoce, którą nazywamy niebem.
- Nigdy tu jeszcze nie byłem – usłyszałam chłopaka. Zamoczyłam rękę w wodzie. Była bardzo ciepła, co mnie ucieszyło. W młodości uwielbiałam pływać, zawsze uczyłam moje rodzeństwo, które nawet się bało wody. Uśmiechnęłam się w duszy, po czym wstałam i wsadziłam nogę w ciecz. Była taka przyjemna, a noc nie była jakaś zimna.
- Pływasz? – zapytałam chłopaka. Dosyć mało się odzywam, ale jeśli już do tego dojdzie, to najczęściej są to krótkie wypowiedzi, z kilkoma słowami, albo nawet jednym. Rzadko się zdarza, gdy powiem coś dłuższego, jednak się zdarza, ale bardzo rzadko. Zaczęłam wchodzić do wody, nie zdejmując żadnych ubrań, nawet nie miałam zamiaru. Bałam się trochę, że niewiadomo co się może stać. Czułam na sobie wzrok chłopaka, który stał jak słup soli i się nie ruszał. Gdy woda sięgała mi do pasa, odwróciłam się w stronę chłopaka i przyjrzałam się mu, przechylając delikatnie głowę w bok.
- Ja… - podrapał się po karku zmieszany. – Nie pływał – opuścił głowę, gdyż na jego policzkach pojawił się rumieniec. Wyszłam z wody i podeszłam do niego. Był ode mnie o wiele wyższy, więc nawet jeśli spuścił głowę, to i tak widziałam ją bardzo dobre. Stanęłam przed nim, przez co poczułam dreszcze na plecach.
- Nauczę cię – złapałam go za rękę i odsunęłam się parę kroków, gdyż zdecydowanie stałam zbyt blisko jego ciała. Spojrzał na mnie jakby zdziwiony. – Jesteś jedynym, który opowiedział mi pierwszą w moim życiu jakaś historię. Do tego pokazałeś mi świetliki. W ramach podziękowania nauczę cię pływać. To bardzo proste. Uczyłam pływać nawet małe dzieci, więc z tobą nie będzie problemu – odparłam z kamienną miną, patrząc na jego twarz i ciągnąc go w stronę wody.
Nienawidzę tych momentów, gdzie zaczynam gadać jak najęta, nawet, jeśli to trwa tylko kilka sekund. Po prostu nienawidzę, po czuje się, jakbym zaczynała się otwierać przed kimś. Ale czyż nie o to mi chodzi? Już sama nie wiem o co mi chodzi.
Uważnie przyglądałam się białowłosemu, który także i mi się przyglądał, jednak był bardziej zamyślony. Chyba musiał przemyśleć moją propozycję. W sumie mu się nie dziwie – sam bym nie była pewna, czy gdybym nie umiała pływać, to czy bym zgodziła się na lekcję pływania. W końcu już wiem, ze nie umie pływać. Mogę go nauczyć tego, jednak równie dobrze bym mogła go utopić i to bez powodu. Wystarczy zaciągnąć go tam, gdzie jest głębiej, tak, by nie miał gruntu – chociaż to by było o wiele trudniejsze, bo mi o wiele szybciej się grunt skończy niż dla niego – i wystarczy go puścić i sam się utopi. Wszystko jest możliwe. Równie dobrze mogę po poderżnąć gardło w wodzie. Jednak jedyne co miałam teraz w głowie, to nadzieję, że się zgodzi, abym mogła mu podziękować w postaci nauki lekcji pływania.


<Finnick?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz