niedziela, 7 lutego 2016

Od Blayvy - Snen cz. 2

Kolejny przedziwny sen. Tym razem dwie dziewczyny, którą jestem? Nie wiem. Czuje się, jakby patrzyła na nich i słuchała z lotu ptaka. Jednak w pierwszej części byłam dziewczyną, o imieniu Nyxs - znowu
- Nie baw się rybami! – usłyszałam krzyk Lorry.
Popatrzyłam na nią niewinnym wzrokiem, po czym wyjęłam rybę z bluzy i wrzuciłam do koszyka. W lnianym przedmiocie, który kupiłam na rynku, mieściło się już z siedem ryb. Ja złowiłam tylko dwie, jakoś nie jestem w tym dobra. Aż dziwie się, jak Lorra wytrzymuję siedzenie na łódce w ciszy, gdyż sama mi powiedziała, że nie lubi siedzieć w jednym miejscu. Zaprzecza sama sobie, ale jakoś nie będę jej pytać o szczegóły.
Ponownie usiadłam obok brunetki i chwyciłam wędkę, a raczej kij z żyłką i haczykiem z robakiem na końcu. Dziewczyna się do mnie przybliżyła z miłym uśmiechem.
- Jak myślisz, na jaką wyspę przyjdzie pora? – spojrzałam na nią zdziwiona. Nie rozumiałam tego pytania. Gdy tylko ujrzała mój wzrok, mówiła dalej. – Przecież słyszałaś o tym wydarzeniu. Jak wyspa została zatopiona. Teraz mówią, że wkrótce przyjdzie czas na kolejną – Lorra zrobiła minę, jakby opowiadała horror. Ja się tylko zaśmiałam.
- Skąd to słyszałaś? To był tylko wypadek. Dobrze wiesz, że to była tylko walka, która zabiła wszystkich, którzy tam byli. – wróciłam wzrokiem na morze, a moja mina zapewne pokazywała, że się rozmarzyłam. I tak w pewnym sensie było.
Pół roku temu mówiła o tym cała wyspa i zapewne nie tylko nasza. Teraz ludzie tylko o tym wspominają, co się działo rok temu. Jeszcze to pamiętam. Gdy tylko weszłam do domu Lorry, jej brat zaczął krzyczeć. Bał się, że to spotka i tą wyspę i że musimy się wszyscy ewakuować. Oczywiście chodziło o zatopienie wyspy Światła. Dotarła do nas wiadomość, która mówiła o tym wydarzeniu. Jeden z mieszkańców uciekł przez śmiercią, która zdołała go znaleźć dwa dni później. Jednak przed śmiercią opowiedział co się stało na wyspie.
Wszystko działo się o północy, gdy księżyc stał się czerwony, jakby ktoś wylał na niego krew. Pojawiła się nieznajoma kobieta, która kogoś szukała. Kilka minut po tym jeden z domów zapłonął, jednak nie zwykłym ogniem. Nie był to czerwony ogień, ale czarny. Czarne płomienie pochłonęły budynek, sekundę później płomienie dostały błękitnej barwy, która się wymieszała z czarną. Do tego doszedł odcień kaszmiru. Pomimo strachu jaki ludzie wtedy przeżywali, ogień był przepiękny. Nieznajoma kobieta stała przez domem w dłoni dzierżąc pistolet. Na plecach miała łuk i kołczan, a w pasie miecze. Wszyscy ją wzięli za wojowniczkę, ale czego by taka kobieta tu szukała? Później w płomieniach ujawniła się kobieta. Wszyscy ją znali z wyglądu, ale nikt jej nie znał naprawdę. Podała się za Blue, chociaż mało ludzi jej uwierzyło. Myśleli, że kłamie, ale nikt nie dowiedział się prawdy. Owa Blue nagle zmieniła swoją formę. Urosły jej rogi, ogon, uszy się zmieniły i ukazały się zęby, jak u wampira. To było córka Szatana. Nikt nie miał wątpliwości. Owe kobiety stoczyły ze sobą walkę, która razem z tym zniszczyła całą wyspę. Nieznajoma umarła w męczarniach, a dziewczyna zatopiła wyspę, aby pozbyć się światków. Wraz z wyspą, ona też umarła, gdyż w ułamku sekundy została przeszyta strzałą. Teraz niezależnie czy by przeżyła, nikt by jej nie rozpoznał. Ani jednej, ani drugiej. Nikt ich nie znał.
- Dobra, wracajmy. – powiedziała Lorra, po czym obydwie złapałyśmy za wiosła i zaczęłyśmy płynąć.
Woda była spokojna, a niebo czyste. Nie mogło być lepiej, gdyż taka pogoda jest wspaniała. Przynajmniej dla mnie. W takie dni najbardziej lubię leżeć na polanie, patrzeć w niebo i rozpłynąć się w marzeniach.
- Wielkie dzięki. Sprzedam je na rynku. – brunetka uśmiechnęła się wdzięcznie dalej machając wiosłem, w jeden bok, potem w drugi. Zaśmiałam się.
- Kiedyś pójdę z tobą się targować. Ale jak na razie nie interesuje się tym – odparłam z uśmiechem. To była nasza jedna z różnic – Lorra świetnie się targowała, sprzedawała na runku, ja czegoś takiego nie potrafiłam. Dziewczyna uważa, ze jestem zbyt miła i chyba ma rację. Łatwiej by było oddać wszystko za darmo, ale z tego nie wyżyjesz raczej.
Przymocowaliśmy łódkę liną do pomostu. Lorra chwyciłam koszyk z rybami, a ja zakopałam sobie nogi w piachu. Skierowałam wzrok na wodę i od razu poczułam jego wołanie.
- Jak wrócisz, krzyknij. Idę popływać, – nie rozbierając się pobiegłam na most, z którego wskoczyłam do wody w ubraniach. Od razu zanurkowałam i dotknęłam dna. Jestem jedną z najlepszych pływaczek na świecie, potrafię wstrzymać oddech na bardzo długo.
Popłynęłam dalej, za każdy razem nurkując pod wodą. Byłam już dosyć daleko od wyspy, ale nie bałam się niczego w takie odległości, której widzę jakiś ląd. Wtedy poczułam silną falę z tyłu. Gdyby nie to, ze byłam pod wodę, możliwe, ze bym wylądowała dosyć daleko. Odwróciłam się. Zdziwiłam się, ale jednocześnie przestraszyłam. Nigdy w życiu niczego takiego nie widziałam. Statek. A raczej targowiec. Tak się mówi na statki, które zajmują się transportem z wyspy na wyspę. Tak. To jak najbardziej był targowiec. Poznałam go, chociaż byłam pod wodą. Jak to zrobiłam? Proste. Był koloru brązowego, ciemnego brązu, którym zawsze się maluje tego typu łodzie. Jednak to nie wszystko. Maszyna zaczęła tonąć i to nie bez powodu. Pierwszym powodem była skała, z którą się zderzyli. Drugim powodem było stworzenie morskie, które u nas się nazywa ręg. Jest to potwór morski w stylu wielkiej ośmiornicy, a nawet krakena. Jednak posiada trzy głowy, jest czarna, jej ciało jest pokryte łuskami niczym u smoków, posiada dziesięć macek. Jednak to nie wszystko. Najgorsza jest jej broń – trucizna, która się znajduje w całym jej ciele. Zabija ona człowieka od razu po dostaniu się do krwiobiegu. Ręg zatruwa innych, dzięki ostrym zakończeniom swoich macek, które mogą się zdać flakowate i miękkie. Byłam przerażona. Te stworzenia są bardzo rzadkie, ale i bardzo agresywne. Dotychczas się nie bałam pływać, bo nie wierzyłam, że kiedyś takie coś mnie zaatakuję. Ale teraz widzę na własne oczy, ja zabija ludzi.
Powietrze w płucach się skończyło, więc wypłynęłam na powierzchnię, biorąc duży wdech. Widok na powierzchni był jeszcze bardziej przerażający. Ujrzałam jego trzy głowy, a jego macki powoli zabijały ludzi. Niektórzy skakali do wody, jednak wraz z tym od razu utracili swoje życie. Na statku niektórzy próbowali się ratować, próbując zabić morskie stworzenie. Jednak taki czyn jest prawie że niemożliwy.
- Nyxs! – usłyszałam krzyk i się gwałtownie odwróciłam o sto osiemdziesiąt stopni, jakbym poczułam dotyk, należący do zjawy. Ale to nie o to chodziło. To Lorra płynęła na łodzi, w moją stronę. W ciągu kilku sekund znalazłam się na łodzi, a gdy obydwie się odwróciliśmy, prawie że krzyknęłyśmy ze strachu.
Moje ciało zdrętwiało, strach je sparaliżował. Nie chodziło tu o statek, który szedł na dno i z którego z wody wystawał jeszcze kadłub. Chodziło o ręga.
- To nie możliwe... Co się stało?! – krzyknęłam.
W ciągu tych kilku sekund, gdy Lorra wciągała mnie do łodzi, a nasze oczy nie wiedziały tej walki o życie, potwór przegrał. Każdy wie, że krew ręga nie jest czerwona, a niebieska. Ciemno niebieska. Taki właśnie kolor przybrała woda w jego okolicy. Potwór krwawił. Nie miał już jednej z głów, jak i kilku macek. Jego całe ciało było pocięte, jakby ktoś przejechał po jego łuskach nożem. Ale to nie jest możliwe. Zwykły śmiertelnik nie przebije jego łusek. To jest fizycznie nie możliwe. Skład łusek wykazuje na to, że można je porównać do stali, są może i nawet mocniejsze, dlatego zabicie ich jest wręcz niewykonalne. Niewykonalne tak samo jak to, że teraz widzimy jak to stworzenie umiera. Jego ryczenie jest tak potężne, że moje uszy zaraz by wybuchły. Jestem pewna, że nie tylko my to słyszymy, a może i nie tylko my to widzimy, nie licząc tego żywego osobnika, która poćwiartował morską istotę.
Ręg wyzionął ducha i ponownie skrył się w wodzie, jednak jako martwy. Zostały tylko jego ciało, które teraz zapewne spoczywa gdzieś na dnie oceanu. Statek także zniknął w wodzie, nawet jego kadłub, który dzielnie się trzymał na powierzchni. Nic nie zostało z tej walki, nie licząc oczywiście rozwalonej morskiej skały, która także była bliska zatonięciu. Nawet na powierzchni wody nie znalazły się szczątku targowca. Zamiast tego, woda zmieniła barwę na ciemniejszą, przez krew ręga, która w chwili obecnej rozpływała się w wodzie w najbliższym kilometrze.
Znajdowałyśmy się na łodzi – ja siedziałam, a ona stała obok mnie – w ciszy. Żadna z nas się nie odezwała. Taki widok jest rzadko spotykany, prawie że raz na kilka lat i nie dla wszystkich jest wskazane ujrzeć ten widok. Gdybym miała taką możliwość, zamieniłabym się z kimś miejscami. Byłam przerażona i chciałabym o tym zapomnieć, a jednak nie mogę.
- Nyxs... Nyxs! – dziewczyna zaczęła mną potrząsać, a ja z trudem oderwałam wzrok od miejsca walki. – Ocknij się. Wracamy. – powiedziała szybko, po czym usiadła obok mnie i chwyciła wiosło. Pomachałam głową i spojrzałam na dziewczynę, która po chwili walnęła mnie z liścia. Bolało trochę, ale jednak podziękowałam, gdyż teraz się całkowicie ocknęłam.
Chwyciłam wiosło, jednak poczułam coś dziwnego. Jakby nie wszystko było zakończone. Może inaczej. Mieliście kiedyś uczucie, że czegoś zapomnieliście? Tak właśnie teraz ja się czułam. Odwróciłam głowę, a wtedy na wodzie pojawiły się bąbelki, które równie szybko jak się pojawiły, tak szybko pękły.
- Lorrainne. Czekaj – skręcając głowę, złapałam dziewczyną za ramię, a ona się wzdrygnęła.
Nie odpowiedziała.
Kilka sekund patrzyłam na powierzchnię wody, aż bąbelki pojawiły się ponownie. Bez namysłu wskoczyłam do granatowej wody, która zapewne zafarbuje mi ubrania na niebiesko. Przepłynęłam tylko z dwa lub trzy metry. Obróciłam się wokół własnej osi, wypatrując czegoś... sama nie wiem. Czegoś niezwykłego? Albo dziwnego? A może przerażającego? Niestety trafiłam na coś, co można opisać tymi trzeba słowami. Niedaleko mnie, gdzie woda była o dziwo czysta i wręcz spokojna, znajdowało się tam z poszarpanymi ubraniami, z ranami ciętymi i otwartymi oczami, nie przytomne – może i nawet martwe – ciało człowieka.

Otworzyłam oczy. Dyszałam. Nie wiedziałam co się działo. Nade mną rozciągało się piękne niebieskie niebo, z kilkoma białymi puszystymi chmurami, które płynęły wraz z wiatrem, który przeszywał moje ciało zimnym powietrzem. Dopiero po kilku sekundach się uspokoiłam i się rozejrzałam. Znajdowałam się na polanie, pod drzewem, gdzie ucięłam sobie drzemkę. Musiałam dosyć krótko spać, bo słońce praktycznie nie zmieniło swego położenia. Podniosłam się na łokciach. Nadal byłam trochę senna. „Ja to mam przedziwne sny” przeszło mi przez myśl, po czym ponownie oparłam głowę na miękkiej trawie i zamknęłam oczy…
I mój sen został kontynuowany. Jednak tym razem nie jestem Nyxs, ale tą drugą dziewczyną – Lorrainne.

Zniknęła pod granatową wodą. Wiem, że Nyxs jest uzdolniona i potrafi długo wytrzymać pod wodą, ale jednak mogłaby by szybciej wypłynąć. Boje się o nią, a jeśli coś się jej stanie, a ja nie będę mogła nic zrobić, nie wybaczę sobie tego. Siedziałam na łodzi czekając i nie mogąc nic w tej chwili zrobić. Teraz zapewne zrobi się głośno. Jestem pewna na sto procent, że nie tylko my byliśmy świadkami tego.
W końcu usłyszałam plusk wody, a przede mną pojawiła się blondyna, ale nie sama. Miała na plecach jakąś dziewczynę, na oko w moim wieku, jednak niższą ode mnie i od Nyxs. Jej ubranie było całe porwane, a ona sama miała wiele ran, z których jeszcze sączyła się ciecz.
- Kto to jest? – zapytałam zmieszana, gdy Nyxs wciągnęła ją na pokład.
Kobieta wyraźnie oddychała, była po prostu nie przytomna.
- Nie wiem, ale chyba jej tu nie zostawimy – i na tym rozmowa się skończyła.
Machałam wiosłami w jeden bok, potem drugi bok, aż łódka dotknęła pomostu. W tym czasie Nyxs zatamowała poważniejsze rany. Przywiązałam łódkę, po czym wzięłam nieznajomą na plecy. Nie była ciężka czy lekka. Może jest mała, ale jak na nią jest nieźle umięśniona. Do tego brzydka nie jest, ale jej nie znam. Pierwszy raz widzę tą postać. Oby ktoś na wyspie ją kojarzył. To nam ułatwi zapewne rozmowę z nią, chyba.
Zabrałyśmy ją do mojego domu i położyłyśmy na łóżko, gdyż mieszkanie Nyxs było dalej. Cody gdy tylko ujrzał nieznajomą, od razu zaczął zadawać wiele pytań, chociaż ma on dopiero dziesięć lat.
- Kto to jest? – blondyna podała mi apteczkę, z której wyjęłam oczyszczoną wodę, do której zostały dodane pewne rośliny, oraz cienki materiał, który był złożony. – Żyję? – wraz z przyjaciółką zaczęłyśmy jej oczyszczać rany, a następnie owijałyśmy je bandażem. Zapewne i tak straciła dużo krwi, więc szybko to ona nie wstanie. Zdjęłyśmy jej wszystkie ubrania, więc wygoniłyśmy z pokoju mojego braciszka, ignorując jego pytania. Znowu miał tą samą naburmuszoną minę, jakbym mu czegoś zakazała. Wróciłyśmy do dziewczyny. Umyłyśmy ją, po czym ubraliśmy w moje ubrania, które były na mnie już za małe, a na niej leżały idealnie. Przykryłyśmy ją, aby jej ciało się ogrzało.
Nieznajoma nie obudziła się przez dłuższy czas. W tym czasie ja ugotowałam coś do jedzenia, a Nyxs usiadła z nosem wetkniętym w książkę. Gdy kolacja byłą gotowa, na stole ukazał się pieczone mięso łani, z polewą, ziemniakami i sałatką. Pomimo to, że przyjaciółka nigdy w życiu by nie skrzywdziła niczego, to jednak nie pogardzi mięsem. Blondynka położyła książkę na stoliku. Zauważyłam, że czytała jakaś nową, pod tytułem „Siedem Luster”. Nie zwróciłam na to większej uwagi i razem usiadłyśmy do stołu. Zawołałam Milo, który bawił się z kolegami na podwórku, po czym cała nasza trójka zaczęła jeść.
Niestety kobieta się nie obudziła. Robiło się coraz bardziej ciemniej, dlatego poszłyśmy na rynek w dwóch celach – sprzedać trochę ryb oraz wyciągnąć z ludzi coś na temat tej walki na morzu. Nyxs poszła w jedną stronę, w celu dowiedzenia się czegoś, a ja wpierw poszłam do staruszki, której zawsze sprzedaje ryby.
- Proszę. Siedem ryb. – podałam jej ryby, które wyjęłam z koszyka.
- Dziękuje dziecko. – zrobiłam ukłon jak zawsze i podała mi jedną wiewiórkę, bochenek chleba i trochę pieniędzy.
- Słyszała może pani ryk ręga dzisiaj? – zapytałam chowając monety do kieszeni, a wiewiórkę i chleb do torby.
- Słyszałam, ale nie wiem skąd. – odparła z uśmiechem, po czym zamknęła drzwi. Staruszka na którą mówią Pani Rue, nigdy nie była zbyt rozmowna i najczęściej w połowie rozmowy zamykała drzwi, aby uniknąć jej.
Odeszłam od drzwi i poszłam w przeciwnym kierunku, którym poszła Nyxs. Wcześniej się zgadałyśmy, że spotkamy się jutro u mnie w domu.
Pierwszym przechodniem była jakaś mała dziewczynka, która niczego nawet nie słyszała, gdyż spała. Następnie skręciłam do domu Saveryn’a, który widział przez lunetę całe zdarzenie i tak szczerze, nie wie o co chodziło. Inni albo widzieli ruszające się postacie, albo słyszeli ryk, albo całkowicie nie wiedzą o co chodzi. Nie było nawet sensu pytać ich o nieznajomą, gdyż odpowiedzieć zapewne będzie przecząca. Popytałam się ponad połowy wyspy i niczego się nie dowiedziałam. Tylko jeden ze starców, którego nazywany po prostu staruszkiem, zaczął mi opowiadać o swojej wyprawie na targowcu, gdzie widział w oddali walkę ręgów. Nie urzekła mnie zbytnio ta historia, ale jednak wysłuchałam jej do końca.
Po nieudanych przesłuchaniu ludzi wróciłam do siebie. Milo położył się w łóżku, a gdy przekroczyłam próg tego pokoju, automatycznie otworzył oczy.
- Co to jest za dziewczyna? I czemu leży nieprzytomna? – nie obeszło się bez pytań.
- Później ci wytłumaczę. – zignorowałam jego pytania, czego szczerze nie lubi.
Weszłam do swojego pokoju, gdzie na łóżku – w rzeczywistości była deska pokryta sianem i kocem, poduszką wypchaną piórami i kolejnym kocem do przykrycia – leżała ta nieprzytomna. Nadal miała zamknięte oczy i nawet się nie poruszyła, nie zmieniła pozycji. No cóż. Będę musiała czekać do jutra. Przed zaśnięciem sprawdziłam stan rannej, po czym sama się położyłam na ziemi, przykrywając kocem, który znalazłam w szafie.
Obudziły mnie jak zawsze promienie słońca, gdyż moje okno znajduje się w kierunku wschodu. Centralnie tak, gdzie wstaje słońce. Rozciągnęłam się i wtedy usłyszałam jęk. Z ręką założoną na szyi z tyłu, obróciłam się w kierunku leżącej. Głowę miała odwróconą do mnie, oraz otwarte oczy, które były dziwnego koloru – otóż nie były niebieskie czy zielone, a nawet kocie, tylko srebrne, szare, jakby bezbarwne, co mnie mocno zdziwiło. Pomimo tego uśmiechnęłam się ciepło to dziewczyny, która nie wiedziała gdzie jest, co się stało i kim jestem – przynajmniej to wyrażała jej mina.
- Cześć. Jestem Lorrainne, a ty? – zagadnęłam.
Jednak dziewczyna nie odpowiedziała, tylko oparła się na łokciach i wstała. O dziwo nie jęknęła już. Nie jestem pewna nawet czy wtedy to zrobiło z bólu, czy przez słońce, które poraziło ją w oczy. Zdjęła z siebie koc i spojrzała na wszystkie bandaże na swym ciele. Dokładnie obejrzała całe ciało. Milczałyśmy. Ona byłą wyraźnie zajęta sobą, albo przynajmniej myśleniem co teraz odpowiedzieć. Może swoje imię? A z resztą. Jej brązowe włosy oparły jej na twarz, więc je zgarnęła i postawiła stopy na podłodze. Rzeczywiście była niziutka, co było na swój sposób słodkie.
- Gdzie jestem? – to było jej pierwsze pytanie.

Pierwsze i ostatnie pytanie w tych cholernie dziwnym śnie. Znowu otworzyłam oczy. Tym razem może i sen był o wiele krótszy, to jednak o wiele dłużej spałam – słońce już zaszło, a ziemię spowił półmrok. Na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy, nawet księżyc już znalazł swoje miejsce na nocnym niebie. Chmury widziałam jak przez mgłę. Nadal znajdowałam się przy tym samym drzewie, tym razem była jednak jakaś spokojniejsza. Jednak nadal nie widziałam sensu w moich snach – zawsze toczą się jak prawdziwe życie, zawsze jestem jakąś dziewczyną, której nigdy w życiu nie widziałam, zawsze jestem kimś innym, zawsze jestem w innym miejscu, zawsze jest to opowieść o czymś innym.
Podniosłam się na łokciach do pozycji siedzącej, po czym podniosłam dłonie. Chciałam sobie przetrzeć oczy, jednak w lewej ręce poczułam coś dziwnego. Twardego, dosyć ostrego i zimnego. Spojrzałam na rękę, a tam znajdowała się mała figurka ręga.
- Co jest? – zdziwiłam się i uważnie przyjrzałam się tej rzeczy. Jakim cudem to pojawiło się w mojej dłoni? Na początku kryształek, a teraz ta figurka. Nie wiedziałam co mam myśleć. Ktoś robił sobie ze mnie żarty? Ale jakim cudem? Może jakaś karta potrafi wpływać na sny, włada nimi i wie co mi się śniło? Albo to tej karty sprawka? Może chce mi namieszać w głowie? Wątpię. Czuje tylko, że to jest chyba początek pięknej przygody, która może wkrótce się zacznie. A więc… Dobranoc…

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz