Wyskoczyłam z jednej ze swoich licznych dziupli. Niedługo zapadnie
zmrok, a to odznacza, że pora wybrać się na polowanie. Miałam dość
jedzenia owoców, które były moim pożywieniem przez ostatni tydzień.
Niestety tylko je jak na razie udało mi się zebrać. Dzisiaj naszła mnie
wyjątkowa ochota na jakąś wiewiórkę czy sowę. Spokojnym krokiem poszłam
się rozejrzeć po lesie. W koło pełno było śladów przeróżnych zwierząt
zamieszkujących ten las, jednak nie zauważyłam niczego, co mogłoby
świadczyć o obecności poszukiwanych przeze mnie gatunków. Szwendałam się
po okolicy jeszcze jakichś czas, lecz gdy nie przyniosło to rezultatów
postanowiłam spróbować szczęścia na większej wysokości. Wspięłam się na
pobliskie drzewo, na którym po chwili usiadłam i rozejrzałam się. O tej
porze znacznie łatwiej o sowę, jednak poszczęściło mi się. Na sąsiednim
drzewie siedział mały, rudy ssak, oglądający znalezionego chwilę temu
orzecha. Moje oczy lekko się poszerzyły. Wstałam i cichym krokiem
zmieniłam miejsce swojego pobytu. Przeskoczyłam na drzewo, na którym
siedziała wiewiórka, i znów zaczęłam jej się przyglądać. Nie była
świadoma mojej obecności. Gdy maleństwo ruszało zanieść zdobycz do
swojego domu, ja szybko na nie ruszyłam. Postarałam się, aby zwierzę
umarło szybko i w miarę możliwości bezboleśnie. Nie lubiłam zabijać,
jednak takie są prawa natury. W końcu urodziłam się drapieżnikiem.
Zatargałam zdobycz jeszcze wyżej, by mieć pewność, że nikt nie zechce mi
jej teraz odebrać. Na wszelki wypadek rozejrzałam się jeszcze i dopiero
po upewnieniu się, że jestem sama przystąpiłam do posiłku. Po dłuższej
chwili mogłam już zająć się inną rzeczą. Niewielka część martwego
zwierzęcia pozostała nietknięta, więc zrzuciłam padlinę na ziemię, by
jakieś inne zwierzę mogło ją dokończyć. Ruszyłam znaleźć jakieś zwierzę,
które mogłoby mi opowiedzieć o rzeczach, które działy się u nas w lesie
podczas gdy ja spałam. Spokojnie mogę zaliczyć nocny tryb życia do
minusów mojego życia. Podczas gdy większość zwierząt żerowała za dnia,
podczas którego działy się niekiedy naprawdę interesujące rzeczy, ja go
przesypiałam. Akurat, gdy chciałam zeskoczyć na ziemię usłyszałam trzask
gałęzi. Wiedziałam, że musi to być coś dużego, jednak mniejszego od
niedźwiedzia czy jelenia, lecz większego od wilka bądź dzika.
Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził dźwięk, jednak nic nie
ujrzałam. Pomyślałam, że może jednak mi się to zdawało i zaczęłam iść
dalej. Po jakimś czasie znów usłyszałam łamane gałęzie, jednak teraz
znacznie bliżej. Nie rozglądając się już, wdrapałam się na najbliższe
drzewo, tak wysoko, jak tylko się dało. Dopiero na jednej z wyższych
gałęzi zauważyłam, że po lesie chodzi jakiś człowiek. Dziwiło mnie to,
bo rzadko ktokolwiek pojawiał się w tej części lasu, nie wspominając
już, że robił to w dnień. Nieznany osobnik zaciekawił mnie, więc
postanowiłam udać się za nim, oczywiście zachowując przy tym bezpieczną
odległość między nami. Ku mojemu rozczarowaniu człowiek tylko chodził i
chodził. Gdy już miałam zrezygnować z obserwowania go, ten usiadł pod
jednym z drzew. Pomyślałam, że może coś mu jest i potrzebuje pomocy.
Zeszłam na ziemię i przybrałam swoją ludzką postać. Podeszłam do
nieznajomego od tyłu i ukucnęłam przy nim, starając się zrobić to jak
najciszej.
-Witaj- powiedziałam, kładąc mu delikatnie rękę na ramieniu.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz