niedziela, 7 lutego 2016

Od Han Yury

Wyskoczyłam z jednej ze swoich licznych dziupli. Niedługo zapadnie zmrok, a to odznacza, że pora wybrać się na polowanie. Miałam dość jedzenia owoców, które były moim pożywieniem przez ostatni tydzień. Niestety tylko je jak na razie udało mi się zebrać. Dzisiaj naszła mnie wyjątkowa ochota na jakąś wiewiórkę czy sowę. Spokojnym krokiem poszłam się rozejrzeć po lesie. W koło pełno było śladów przeróżnych zwierząt zamieszkujących ten las, jednak nie zauważyłam niczego, co mogłoby świadczyć o obecności poszukiwanych przeze mnie gatunków. Szwendałam się po okolicy jeszcze jakichś czas, lecz gdy nie przyniosło to rezultatów postanowiłam spróbować szczęścia na większej wysokości. Wspięłam się na pobliskie drzewo, na którym po chwili usiadłam i rozejrzałam się. O tej porze znacznie łatwiej o sowę, jednak poszczęściło mi się. Na sąsiednim drzewie siedział mały, rudy ssak, oglądający znalezionego chwilę temu orzecha. Moje oczy lekko się poszerzyły. Wstałam i cichym krokiem zmieniłam miejsce swojego pobytu. Przeskoczyłam na drzewo, na którym siedziała wiewiórka, i znów zaczęłam jej się przyglądać. Nie była świadoma mojej obecności. Gdy maleństwo ruszało zanieść zdobycz do swojego domu, ja szybko na nie ruszyłam. Postarałam się, aby zwierzę umarło szybko i w miarę możliwości bezboleśnie. Nie lubiłam zabijać, jednak takie są prawa natury. W końcu urodziłam się drapieżnikiem. Zatargałam zdobycz jeszcze wyżej, by mieć pewność, że nikt nie zechce mi jej teraz odebrać. Na wszelki wypadek rozejrzałam się jeszcze i dopiero po upewnieniu się, że jestem sama przystąpiłam do posiłku. Po dłuższej chwili mogłam już zająć się inną rzeczą. Niewielka część martwego zwierzęcia pozostała nietknięta, więc zrzuciłam padlinę na ziemię, by jakieś inne zwierzę mogło ją dokończyć. Ruszyłam znaleźć jakieś zwierzę, które mogłoby mi opowiedzieć o rzeczach, które działy się u nas w lesie podczas gdy ja spałam. Spokojnie mogę zaliczyć nocny tryb życia do minusów mojego życia. Podczas gdy większość zwierząt żerowała za dnia, podczas którego działy się niekiedy naprawdę interesujące rzeczy, ja go przesypiałam. Akurat, gdy chciałam zeskoczyć na ziemię usłyszałam trzask gałęzi. Wiedziałam, że musi to być coś dużego, jednak mniejszego od niedźwiedzia czy jelenia, lecz większego od wilka bądź dzika. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził dźwięk, jednak nic nie ujrzałam. Pomyślałam, że może jednak mi się to zdawało i zaczęłam iść dalej. Po jakimś czasie znów usłyszałam łamane gałęzie, jednak teraz znacznie bliżej. Nie rozglądając się już, wdrapałam się na najbliższe drzewo, tak wysoko, jak tylko się dało. Dopiero na jednej z wyższych gałęzi zauważyłam, że po lesie chodzi jakiś człowiek. Dziwiło mnie to, bo rzadko ktokolwiek pojawiał się w tej części lasu, nie wspominając już, że robił to w dnień. Nieznany osobnik zaciekawił mnie, więc postanowiłam udać się za nim, oczywiście zachowując przy tym bezpieczną odległość między nami. Ku mojemu rozczarowaniu człowiek tylko chodził i chodził. Gdy już miałam zrezygnować z obserwowania go, ten usiadł pod jednym z drzew. Pomyślałam, że może coś mu jest i potrzebuje pomocy. Zeszłam na ziemię i przybrałam swoją ludzką postać. Podeszłam do nieznajomego od tyłu i ukucnęłam przy nim, starając się zrobić to jak najciszej.
-Witaj- powiedziałam, kładąc mu delikatnie rękę na ramieniu.

 <Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz